Kraków. „Wyrwany skrawek nieba. Malarstwo Doroty Lampart”

Św. Dorota panna i męczennica, wyk. Dorota Lampart, fot. www.etnomuzeum.eu

Św. Dorota panna i męczennica
wyk. Dorota Lampart
fot. www.etnomuzeum.eu

Od 23 stycznia do 16 maja 2010 roku, w Muzeum Etnograficznym w Krakowie prezentowana jest niezwykła wystawa malarstwa zmarłej przed pięcioma laty artystki-amatorki, wybitnej twórczyni ludowej Doroty Lampart, „Wyrwany skrawek nieba”.

O Dorocie Lampart, bohaterce wystawy mówiono różnie: Dorotka, Dorcia, Dorka z Czarnotowej, „głupia Dorka”, „leniwa Dorka”, dziwaczka, niechluj, brudas, malarka, artystka ludowa, „nasza artystka”, wybitna twórczyni ludowa. Budziła skrajne i niejednoznaczne uczucia. Żyła w biedzie
i prymitywnych warunkach. Wiernymi towarzyszami losu były raczej zwierzęta niż ludzie.

Trochę zapomniana, choć wymieniana w wielu publikacjach. Postać warta przypomnienia i ukazania w szerszym kontekście. Wielowymiarowa, zadziorna i przekorna. Konsekwentnie i wbrew przeciwnościom próbująca wywalczyć swój skrawek nieba, wydrzeć to, co jej się należy – szacunek, godne warunki życia, uznanie dla swojej twórczości.

Dorota Lampart prawie całe, nieomal stuletnie życie spędziła w Czarnotowej, przysiółku Zawoi.

Urodziła się 7 lutego 1906 roku w Krakowie, gdzie pracowała jej matka – Zofia. W dokumentach parafialnych, jak stosowano w przypadku nieślubnych dzieci, widnieje fikcyjne nazwisko ojca – Edward Lampart. Matka zostawiła Dorotę pod opieką dziadków w Zawoi i pojechała do Krakowa. Po pewnym czasie wróciła. Chora psychicznie, sama wymagała opieki. Zmarła w 1926 roku.

Oryginalna uroda malarki sprawiła, że ojcostwo przypisywano pracodawcy Zofii – Żydowi. Przypuszczano, że Dorota mogła być córką żołnierza. Ona sama chętnie widziałaby się córką malarza, co tłumaczyłoby jej zdolności plastyczne. Wnuczką do 1918 roku opiekowała się babka – zapobiegliwa gospodyni. Dziewczynka uczyła się tylko przez kilka miesięcy.

W życiu Doroty najważniejszą rolę odegrał jednak dziadek. Ten kaleki mężczyzna, na którego życiu zaciążył owiany legendą wieloletni wyrok za zabójstwo, próbował nauczyć wnuczkę prac gospodarskich. Choć był surowy, na swój sposób ją kochał. Obawiał się o przyszłość Doroty i próbował zapewnić jej bezpieczeństwo materialne. Przed śmiercią w 1943 roku sporządził testament, w którym podzielił swój majątek. Dorocie został prawnie powierzony zarząd nad całym spadkiem.

Bieda, prymitywne warunki życia, którego wiernymi towarzyszami były raczej zwierzęta, a nie ludzie. Nieład, brud i ziąb. Nieudolne gospodarowanie, które w otoczeniu budziło politowanie, a nawet drwiny. Samotność, izolacja od otoczenia, które z dystansem oceniało dziwaczne poczynania starzejącej się kobiety, odrzucającej wszelkie życzliwsze gesty. Oto obrazy, które pojawiały się od lat sześćdziesiątych XX wieku w prasie.

Zauważalna nędza skłaniała jednych do interwencji u miejscowych władz, innych do prób uzyskania stałej pomocy finansowej w Ministerstwie Kultury i Sztuki lub udzielenia wsparcia materialnego.

Obiektywnie Dorota Lampart dysponowała ziemią i gospodarstwem, a od końca lat sześćdziesiątych XX wieku także pieniędzmi ze sprzedaży obrazów, z zapomóg i stypendiów. Mogła wieść, co prawda nie dostatnie, ale też wcale nie ubogie życie. W latach siedemdziesiątych nabyła działkę z niewielkim domem, by przenieść się z walącej się zagrody odziedziczonej po dziadkach. Kupiony dom był drewniany i stary. Dorota mieszkała w nim ze swoimi zwierzętami, stopniowo zamieniając go w ruderę.

Władze gminy wspomogły budowę i wyposażenie nowego domu, który powstał obok poprzedniego. Także ten wkrótce stał się równie zaniedbany. Dorota Lampart mieszkała w nim do 1990 roku.

Nigdy nie zrezygnowała z marzeń o prowadzeniu gospodarstwa, czy pomnażaniu żywego inwentarza. Te uporczywe zabiegi rujnowały nie tylko jej zdrowie, ale też cały dobytek. Sytuację pogarszał niechętny lub obojętny stosunek sąsiadów do „wywyższającej się”, „leniwej Dorki”. Ona odpłacała tym samym, izolując się od otoczenia, ale jednocześnie oczekując, wręcz żądając pomocy. Otrzymywała ją od wielu osób, tak bliskich, jak i obcych, często jednak swymi poczynaniami marnowała cudze wysiłki.

W 1990 roku znalazła się w szpitalu w Makowie Podhalańskim. Resztę życia spędziła w zakładzie opiekuńczo-leczniczym w Rajczy, gdzie trafiła 22 maja 1991 roku. Tęskniąc za Czarnotową, domem i swoimi zwierzętami, zmarła 26 września 2005 roku. Spoczęła w Zawoi, gdzie na miejscowym cmentarzu znajduje się jej grób z napisem „malarka ludowa”.

Poczucie własnej wartości, odmienności, talentu kazało Dorocie odgrodzić się od piętnujących jej sposób życia i gospodarowania, oburzających się losem kochanych przez nią, lecz wynędzniałych zwierząt, czy zaniedbanym obejściem. Trwoga przed złodziejami i próby wyłudzania obrazów stały się powodem jej podejrzliwości. Koncentrując się na swoich pragnieniach i lękach, Dorota widziała największe zagrożenie w świecie zewnętrznym. Obawiając się go, starała się przed nim schronić. Nocą, gdy już wszyscy spali, często pasła swoje zwierzęta. Pod osłoną ciemności czuła się być może bezpieczna, rozmawiając z kozami, śpiewając i pokrzykując
w lesie.

Otwierała się przed nielicznymi, doceniającymi jej sztukę i traktującymi ją poważnie, z szacunkiem. Marzyła o macierzyństwie. Uważała, że Bóg może sprawić, by w cudowny sposób, w sędziwym wieku jak św. Elżbieta została matką. Wspominała lipę rosnącą obok rodzinnego domu, której rozdwojony pień miał przepowiadać przyjście na świat w rodzinie Lampartów bliźniąt, o czym mówiła jej matka. I sen
o dwóch różach. To miały być jej dzieci.

Modlitwa, lektura wydawnictw dewocyjnych, malowanie, układanie wierszy i pieśni, pozwalały Dorocie oderwać się od codzienności. Umożliwiały kontakt z lepszym, pozaziemskim światem, gdzie człowiek po śmierci otrzymuje należną nagrodę.

Malowała głównie mieszkańców tej szczęśliwej krainy. Ich pogodne, wyzbyte z emocji oblicza spoglądają z obrazków, na które na pewno duży wpływ wywarły znane wizerunki dewocyjne. Ulubieni przez malarkę święci Alojzy, Stanisław Kostka, Kazimierz są wzorami wszelkich cnót, podobnie jak święte Dorota i Genowefa.

Malowała też Matkę Boską, Chrystusa. Uczciwe, czyste życie, zgodne z nakazami wiary miało zapewnić jej dostanie się do grona wybranych, których na obrazie Niebo w krakowskim Muzeum Etnograficznym otacza girlanda trzymana przez anioły.

Od dzieciństwa nawiedzały ją sugestywne, symboliczne sny. Przenosiła je na papier, tak jak sen o niebie z koronami i płaszczami, z których najpiękniejsze należały do Matki Boskiej, sen o przyjściu św. Michała Archanioła, czy o Śmierci, której anioł zastąpił drogę, ukazując małe dzieci. Część interpretowała jako ostrzeżenie dotyczące przyszłych wydarzeń, inne odnosiła do siebie.

Chociaż Dorota Lampart z przerwami malowała przez prawie osiemdziesiąt lat, znamienna jest niewielka liczba zachowanych obrazów, które z takim trudem i miłością tworzyła. Liczne uległy zniszczeniu, dla części obdarowanych nie przedstawiały bowiem żadnej wartości. Znalazły się też w rękach kolekcjonerów za granicą.

Niewielu wie, że w 1980 roku otrzymała Nagrodę im. Brata Alberta. Była osobą utalentowaną, malowała temperami na papierze, wzbogacała swoje obrazy detalami z papierków i złotek, mimowolnie odkrywając w ten sposób dla siebie technikę kolażu i recyclingu, wykonywała rzeźby z gliny, figurki zwierząt z drutu i skóry. Póki mogła, haftowała i tworzyła ozdobne kompozycje z suszonych ziół
i kwiatów. Układała wiersze i pieśni religijne, które umieszczała na swoich obrazach. Lubiła śpiewać i żartować. Kochała zwierzęta, które zastępowały jej ludzi. Ciekawił ją świat, odległy i nieznany. Ukazywała go na obrazach w sobie właściwy, naiwny sposób.

Muzeum Etnograficzne i,m. Seweryna Udzieli w KrakowieK, ul. Krakowska 46
Wystawa czynna od 23 stycznia do 16 maja 2010 roku
Bilet wstępu: normalny – 7 zł
ulgowy – 4 zł

www.etnomuzeum.eu

Źródło: www.radiokrakow.pl