Wielkotygodniowy obrzęd palenia Judasza w Polsce południowej

Tekst: dr Urszula Janicka-Krzywda

Człowiek żyje w określonych cyklach, niezależ­nych od niego zdarzeń – pór roku, wegetacji w przyrodzie itp., dąży więc do współistnienia z nimi, nawiązania kontaktu, zjednania sobie niepojętych mocy, zyskania ich przychylności. W tradycyjnych kultu­rach szczególnie ważne są tu momenty przełomowe, swego rodzaju granice, tak w życiu jednostki, jak i całych zbio­rowości ludzkich, a więc takie wydarzenia w życiu rodzin­nym, jak narodziny, zaślubiny i śmierć, oraz zjawiska zwią­zane z istnieniem całej przyrody, jak pory roku i wynika­jące z nich cykle wegetacyjne, od których uzależniony jest w dużej mierze byt człowieka.

Rok dzielą na określone etapy pory roku i funkcjo­nujące w każdym kręgu kulturowym święta. Na większości terenów zamieszkałych przez Słowian rok obrzę­dowy przed chrystianizacją dzieliły na poszczególne cy­kle przesilenia astronomiczne: zimowe (21 grudnia), wiosenne (21 marca), letnie (21 czerwca) i jesienne (21 września). W każdym z czterech wyznaczonych przez nie okresów pewną część obrzędów poświęcano zmarłym, wegetacji roślin i płodności, zapewnieniu szczęścia i do­brej doli.

Rok obrzędowy, który pojawił się na naszych ziemiach wraz z tradycją chrześcijańską związany był z kolei ze świę­tami ku czci Jezusa, Matki Bożej i świętych. Wyznaczały one dwa główne cykle roku: narodzenia i zmartwychwsta­nia Chrystusa, czyli Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Po przyjęciu chrześcijaństwa oba nurty – pogański i chrze­ścijański – nałożyły się na siebie, czemu sprzyjał fakt, iż terminy poszczególnych świąt dorocznych były ze sobą często zbieżne, np. okres Wielkanocy przypadał między wiosennym a letnim przesileniem.

W ciągu roku są dni magicznie obojętne, ale są też dni i okresy magicznie ważne, od których – według wyobra­żeń tradycyjnych kultur – zależy egzystencja człowieka, los otaczającego go świata, kosmosu. Największe zagro­żenie stwarzają tu momenty zmian, kiedy jeden etap się kończy, drugi dopiero zaczyna. Ową niebezpieczną gra­nicą, martwym punktem czasu, są między innymi wspo­mniane przesilenia astronomiczne. Wtedy to na moment zamiera ustalony porządek: świat zmarłych zbliża się do świata żywych, świat bóstw i demonów do świata ludzi – a człowiek dokłada wszelkich starań, aby te przemożne siły pozyskać i skłonić kosmos do powtórzenia po raz któryś z rzędu odwiecznego cyklu.

Takie spotkania niosą ze sobą niebezpieczeństwo ska­lania, szczególnego znaczenia nabierają więc wszelkie zabiegi oczyszczające, zwłaszcza w chwili, gdy owo skala­ nie może zaszkodzić siłom wegetacyjnym, decydującym o dalszej egzystencji. Szereg zabiegów magicznych i obrzę­dów wiosennych celebrowanych jest więc nad wodą, któ­ra w tradycyjnym modelu świata traktowana była jako przestrzeń mroku, nocy, księżyca. W kontakcie z tą „ciem­ną” stroną świata bardzo pomocny jest ogień – źródło życia i światła, a więc przeciwieństwo ciemności i mar­twoty. Ogień ma też wspomagać życiodajną siłę słońca, ogrzewać dusze przodków, wreszcie oczyszczać wszystko po okresie zimy – porze śmierci. U progu wiosny palono więc obrzędowe ognie, unicestwiając w nich nierzadko symbole zimy i wszelkiego zła.

Jeszcze na przełomie XIX i XX stulecia w prawie ca­łej Polsce centralnej i południowej w Wielką Środę lub w Wielki Czwartek, przy akompaniamencie drewnianych klekotek wielkopostnych i obrzędowych śpiewów, palono kukłę wyobrażającą Judasza.[1]

O ogniskach palonych w Wielki Czwartek wspominał już w XV stuleciu Michał z Janowca, potępiając w swoich kazaniach te praktyki i zwią­zane z nimi przekonanie, że do ognia tego przychodzą się grzać dusze przodków. [2]

Wielkotygodniowy zwyczaj palenia Judasza w ubiegłym wieku odnotowali prawie wszyscy pamiętnikarze i ludo­znawcy. Kronikarz polskiego zwyczaju, Zygmunt Gloger pisał między innymi: „W niektórych okolicach w Wielki Czwartek (zwany także cierniowym) gromada chłopców (…) zrobiwszy sobie Judasza ze słomy (…) szła do ko­ścioła na »ciemną jutrznię«, Judasza z sobą niosąc. W kościele pod chórem wśród ludu stali uszykowani jako wojsko pod przywództwem jednego. Po skończonej jutrz­ni,na cmentarzu, chłostano Judasza kijami i siekano drew­nianymi pałaszami wśród wrzawy i śmiechu zebranego ludu. Potem włożywszy go na taczki wieziono na pleba­nię i do dworu, gdzie powtarzano to samo widowisko. Z dworu udawano się z Judaszem do gospody, a wreszcie albo topiono go w rzece lub stawie, albo gdy się ściemni­ło, palono na wzgórzu nad wioską”.[3] Podobną relację za­mieścił u schyłku XIX stulecia Łukasz Gołębiowski.[4] W tym czasie Judasza palono powszechnie jeszcze we wsiach podkrakowskich, co z kolei odnotował Oskar Kolberg. [5]

Niekiedy egzekucję zdrajcy rozpoczynało zrzucenie jego podobizny z kościelnej wieży lub dzwonnicy. Już w XVIII wieku Jędrzej Kitowicz relacjonował: „(…) chłop­cy zrobiwszy bałwana z jakich starych gałganków, wy­pchawszy słomą na znak Judasza, wyprawiali z nim na wieżę kościelną jednego lub dwóch spomiędzy siebie, a drudzy z kijami w pogotowiu przed kościołem stanęli. Skoro Judasz został zrzucony z wieży, natychmiast jeden porwawszy za postronek wiszący u szyi tego Judasza, włó­czyli go po ulicy”.[6] W okolicach Jarosławia w nocy z czwartku na piątek wieszano kukłę Judasza na drzewie w pobliżu świątyni, a po południu odbywał się sąd nad wi­nowajcą. Strącano ją kijami na ziemię, wleczono pod ko­ściół i tutaj na dziedzińcu ogłaszano wyrok: 30 kijów za 30 srebrników, które otrzymał Judasz wydając Zbawicie­la. Głównym sędzią, i równocześnie wykonawcą egzekucji, był zawsze, na większą hańbę sądzonego, ułomny, niedo­rozwinięty mężczyzna. Judasza wleczono potem przez wieś nad staw lub rzekę, gdzie podpalano go i płonącego wrzu­cano do wody. W Rzeszowskiem zdrajcę wieszano przed domem osoby nielubianej we wsi potępianej przez miej­scową społeczność.[7]

Słomiany Judasz zawieszony na słupie w Sanoku, fot. By Silar, via Wikimedia Commons

Słomiany Judasz zawieszony na słupie w Sanoku, fot. By Silar, via Wikimedia Commons

Podobizna Judasza była nierzadko ubierana w strój, jaki nosili Żydzi. Czasem rozbawieni chłopcy podrzucali ją na dziedziniec miejscowej synagogi lub do sieni żydow­skich domów.[8] Zdarzało się też, że zbyt hałaśliwej zabawienie licującej z powagą ostatnich dni Wielkiego Tygodnia, kładli kres miejscowi duchowni, przepędzając z terenów przykościelnych judaśników, jak w niektórych wsiach Be­skidów Zachodnich nazywano gromadę  chłopców włóczą­cych po wsi Judasza.

Palenie Judasza najdłużej, bo do lat 50. XX stulecia, przetrwało na Podbeskidziu, oraz koło Krakowa i Myśle­nic. Celebrowali je z reguły sami chłopcy, traktując kara­nie zdrajcy jako wspaniałą zabawę. U Górali Babiogór­skich jeszcze na początku lat 80. zachowały się w pamięci informatorów archaiczne, ciekawe teksty towarzyszące temu obrzędowi. Być może pewien wpływ na trwałość tej tradycji we wsiach podbabiogórskich miała bliskość Kal­warii Zebrzydowskiej i granych tam do dzisiaj misteriów Męki Pańskiej.

Kukłę Judasza zrobioną ze szmat i słomy wleczono spod kościoła, a gdy kościół był daleko, spod kapliczki, na pobliski kamieniec, gdzie okrążano z nią płonący stos. Obecni bili ją kijami i szarpali, by wreszcie wrzucić w płomienie. Na początku stulecia Piotr Wyrobek pisał o paleniu Judasza w Zawoi pod Babią Górą, że: „(…) odbywa się tutaj w Wielki Czwartek o zmroku. Na wszystkich wzgórzach palą się ognie, a przy nich dziatwa hałasuje i śpiewa, a właściwie wniebogłosy drze się:

Weź kija – obroń się,
Jakże się obronię,
Kie mi się kij łomie”.

Biciu kukły na wspomnianym terenie wykrzykiwane dialogi towarzyszyły jeszcze do II wojny światowej: „Judosie, nie dej się, weź kija, łobroń sie! Jakoż się mom bronić, kie mnie roncki bolo?”. Dalej wymieniano różne narzędzia, których sądzony mógłby użyć w swojej obro­nie i dolegliwości, które mu tę obronę uniemożliwiają. Zanim podobizna Judasza została wrzucona do ognia, wygłaszano do skazańca całe przemowy opisujące jego winę i czekającą go karę:

„Judosie, Judosie! ty diebelsko stworo!
wydołeś ty Pona za talarów worek,
za talarów worek bedzies gorzoł w piekle,
a my ciebie tutek łobijomy piyknie!”.

Przed wrzuceniem kukły Judasza do ognia recytowa­no:

„Jakeś się powiesił tako bedzies wisioł,
bedzies sie na śnurku na wieki kołysał.
A za to wydanie, za to całowanie,
niek ci będzie w piekle goroce miyskanie”.[10]

Zanim zdrajca spłonął w ogniu śpiewano też obrzędo­we pieśni mające głównie formę dialogu, co mogłoby wskazywać na ich rodowód w dawnych misteriach pasyj­nych. Przykładem może tu być następujący tekst zapisany przeze mnie w Zawoi w 1982 roku:

„Sed Pon Jezus na góro z apostołami,
spotkali Judosa ze zołnirzami.
jo się zołnirze o tego Pona,
co Go majo wiysać jutro z rana.
Nikogo tu ni ma pomiodzy nami,
nikogo tu ni ma jono my sami.
Na to sie Judos łozwoł w te słowa:
Teraz Cie Ponie bedom całował”.[11]

Podobne pieśni musiały towarzyszyć obrzędowi także w innych regionach, ale niewiele tych tekstów przetrwało do czasów, kiedy to zostały zapisane przez badaczy kultu­ry ludowej, jak zachowany we fragmentach tekst z Wróblowic pod Krakowem zanotowany jeszcze w 1971 roku:

„Za coś to Judasie złota tyle dostał?
Zapłacił mi złotem żydowski starosta!
Za co ci zapłacił, za jakie staranie?
Za Jezusa Pana haniebne wydanie!
Judasie, Judasie, zdrajco Pana mego,
sprzedałeś Go, sprzedał dla grosza marnego!
Gdybyś był Go sprzedał Najświętszej Panience,
dała by ci, dała, i talarów więcej!
Gdybyś był Go sprzedał apostołom świętym,
wziąłbyś troje tyle Judasie przeklęty!”. [12]

Obok tekstów poważnych, zbliżonych nierzadko do kościelnych pieśni pasyjnych, podczas egzekucji Judasza śpiewano też humorystyczne, wykpiwające zdrajcę przy­śpiewki. Przykładem może tu być znowu tekst zachowany pod Babią Górą:

„Hej, kaj ześ to Judosie, kaj ześ to bywowoł?
Hej, w tom świotom łogrodzie Jezusak całowoł.
Hej, coś dostoł Judosie za to całowanie?
Hej, worecek piniozków, śnurek na wiysanie.
Hej, kaj ześ się powiesił chłopie bezkurcyjo?
Hej, stary babie w chlywie śnureckiem za syjo!”.[13]

Gdy płomienie objęły kukłę Judasza, obecni z krzy­kiem uciekali do domów. Nie wolno się było obejrzeć za siebie, groziło to bowiem pomieszaniem zmysłów. Obrzęd palenia Judasza jest, być może, jak już wspom­niano wyżej, epizodem ze średniowiecznych misteriów pasyjnych. Gdy w 1685 r. zapadła uchwała Kongregacji Rzymskiej, zakazująca przedstawień różnego rodzaju misteriów i spektakli w kościołach, ten specyficzny rodzaj teatru przeniósł się najpierw do środowiska żaków, a stam­tąd trafił do obrzędowości ludowej. O paleniu Judasza jako o powszechnej zabawie młodzieży szkolnej i wiej­skiej wspomina między innymi Jan Stanisław Bystroń.[14]

Palenie, topienie, niszczenie kukły – personifikacji zła ,dokonywane u schyłku zimy, a u progu wiosny, ma niewąt­pliwie rodowód przedchrześcijański. Tak unicestwiano zimę – śmierć, witając nadchodzącą wiosnę – nosicielkę życia. Z czasem miejsce zimy – śmierci zajął przyniesiony przez chrześcijańską tradycję Judasz – zdrajca Jezusa.

Znane są z terenów Polski inne, analogiczne obrzędy odprawiane w okresie wiosny, podczas których palono, topiono lub w inny sposób niszczono kukłę symbolizują­cą zło. Tak np. we Wielkim Poście, w tzw. Niedzielę Bia­łą na obszarze prawie całej Polski jeszcze pół wieku temu topiono Marzannę. Była to postać ze słomy umocowana na długim drągu, ubrana w kobiece szaty (dawniej po prostu w miejscowy strój ludowy), z którą dziewczęta pa­radowały przez wieś lub miasteczko, by następnie słomia­ną lalkę wrzucić do wody. W niektórych regionach były to dwie kukły: Marzanny – kobieca i Marzanioka – męska. Na Górnym Śląsku zanim wyruszono w drogę chrzczono Marzannę w strumyku obok kapliczki lub przydrożnego krzyża oblewając ją obficie wodą. Tradycyjnie orszak z Marzanną odwiedzał mieszkańców osady w kolejności zgodnej z hierarchią społeczną, a więc najpierw dziedzi­ca, proboszcza, nauczyciela, zamożnych gospodarzy itp. otrzymując od nich drobne datki i dopiero po tej wędrówce wynosił ją nad rzekę lub staw. Pochodowi temu towarzy­szyły żartobliwe pieśni o Marzannie i czekającym ją losie.

Z kolei na Podhalu i Orawie jeszcze w połowie XX stulecia w czwartą niedzielę postu obnoszono po wsi śmierć.[15] Dziewczęta zrobioną ze szmat i słomy maszkarę ubierały w stare kobiece suknie, niekiedy tylko w rodzaj całunu sporządzonego z kawałka białej płachty i podob­nie jak Marzannę umocowywały ją na drągu. Od rana wę­drowały po wsi, odwiedzając kolejno zagrody. Śpiewały lub recytowały teksty o śmierci, mające często charakter humorystyczny, a następnie wypowiadały wierszowane oracje mówiące o rychłej męce i śmierci Zbawiciela. Pod koniec dnia, gdy śmiertka odwiedziła wszystkie zagrody, dziewczęta niosły ją poza granice wsi i wrzucały do wody lub paliły na kamieńcu nad rzeką. Do domu wracano bie­giem, a gdy ktoś się wtedy potknął i upadł, wróżono murychłą śmierć. Bodaj czy nie najstarsza relacja o tym ob­rzędzie znajduje się w kronice Marcina Bielskiego, który w 1597 r. tak go opisywał: „Za mej jeszcze pamięci był on obyczaj u nas na wsiach, że na Białą Niedzielę w poście topili bałwana, jeden ubrawszy snop konopii albo słomy w odzienie człowiecze, który wszystką wieś prowadził, gdzie najbliżej było jakieś jeziorko albo kałuża, tamże,zebrawszy z niego odzienie, wrzucali do wody”.[16] Kolbergu schyłku XIX stulecia z kolei odnotował: „Topią bałwa­na pod Krakowem tak jak się to praktykuje u wszystkich ludów. Jest to bowiem uzmysłowiony pogrzeb zimy, a wi­tanie wiosny w czasie gdy około uroczystości Zwiastowa­nia Najświętszej Maryi Panny słońce wchodzi w znak ba­rana, a przyroda budzi się zrzucając śniegi i lody”.[17]

PRZYPISY
[1] A. Fischer, Polskie widowiska ludowe, „Lud” t. 19, 1913, s. 57-60.
[2] J. Klimaszewska, Doroczne obrzędy ludowe, [w:] Etnografia Polski Przemiany kultury ludowej, Wrocław – Warszawa – Kra­ków – Gdańsk – Łódź 1981, t. 2, s. 138.
[3] Z. Gloger, Rok polski w życiu, tradycji i pieśni, Warszawa 1900, s. 157.
[4] Ł. Gołębiowski, Lud polski, jego zwyczaje, zabobony, Lwów 1884, t. 2, s. 114-115.
[5] O. Kolberg, Krakowskie, t. 1, [w:] Dzida wszystkie, t. 5, Wro­cław – Poznań 1976, s. 273.
[6] J. Kitowicz, Opis obyczajów za panowania Augusta III, War­szawa 1985, s. 286-287.
[7] A. Karczmarzewski, Obrzędy i zwyczaje doroczne wsi Rze­szowskiej, Rzeszów 1972, s. 72.
[8] A. Cała, Wizerunek Żyda w polskiej kulturze ludowej, War­szawa 1992, s. 130-131.
[9] P. Wyrobek, Wielkotygodniowe obrzędy ludowe pod Babią Górą, „Ziemia”, 1913, R. 4, nr 12, s. 190.
[10] Bad. ter. autorki 1978: inf. mężczyzna lat 76, Zawoja.
[11] Bad. ter. autorki 1982: inf. mężczyzna lat 71, Zawoja.
[12] Bad. ter. autorki 1971: inf. kobieta lat 58, Wróblowice.
[13] Bad. ter. autorki 1979: inf. kobieta lat 67, Zawoja.
[14] J. St. Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce, Kraków 1932, t. 2, s. 47.
[15] J. Kantor, Czarny Dunajec. Monografia etnograficzna, Kra­ków 1906, s. 96.
[16] B. Ogrodowska, Święta polskie. Tradycja i obczaj, Warsza­wa 1996, s. 150.
[17] O. Kolberg, Krakowskie, t. 1, [w:] Dzieła wszystkie, t. 5, Wrocław – Poznań 1976, s. 278-279.
[18] A. Zadrożyńska, Powtarzać czas początku. Część I. O świę­towaniu dorocznych świąt w Polsce, Warszawa 1985, s. 92-95.

Zdjęcie główne: Inscenizacja palenia Judasza w wykonaniu Zespołu Regionalnego „Juzyna” z Zawoi, fot. Piotr Krzywda

Źródło: Urszula Janicka-Krzywda, Wielkotygodniowy obrzęd palenia Judasza w Polsce południowej, „Twórczość Ludowa” 2000 nr 2.