Święci z wiejskiego podwórka: Wołowa pociecha na Wojciecha

Tekst: Łukasz Ciemiński

Czym dla wiernych Kościoła wschodniego był dzień świętego Jerzego, tym dla katolików wspomnienie świętego Wojciecha. Ale czy już po tym stwierdzeniu można uznać temat ludowego kultu patrona Polski za zamknięty? Żadną miarą, stąd tylko tytułem uzupełnienia, czytających odsyłam do ubiegłorocznej gawędy o świętym Jerzym, a temat Wojciecha omawiam, w końcu wart jest tego święty, z którego pociechę mają większe i mniejsze bydlaki!

Tego dnia odbywał się pierwszy wygon bydła na pastwiska, choć w regionach, w których bywało jeszcze chłodno, przesuwano to ważne wydarzenie na dzień świętego Stanisława. Wojciechowemu wygonowi blisko do antycznej tradycji, kiedy to 21 kwietnia obchodzono pasterskie święto Parilia lub Palilia, ku czci wiejskiego bóstwa Pelesa. Czym jest zatemwołowa pociechawie ten, który widział radość brykających po pastwiskach cieląt. Pozwalamy sobie przypuszczać, że ta wołowa jest podobna, tylko bardziej statyczna w wyrazie. Od dnia świętego Wojciecha rozpoczynała się swawola żywego inwentarza, a kończyły pierwsze wiosenne prace w polu. Wiosna zadamawiała się na dobre! Nie tylko wiosna, ale nawet „małe lato”, czyli maj, będący ukochanym miesiącem w polskiej religijności typu ludowego.

Okazuje się, że święty Wojciech, to nie tylko patron bydlęcych swawoli. Ma także swojego ptaka, to bocian, ptak w obiegowym rozumieniu wybitnie polski, więc blisko mu jakoś do świętego, który patronuje Polakom. Wedle ludowej obserwacji, w dniu wspomnienia świętego bocianowa małżonka winna już znieść pierwsze jajo! Zresztą spora w tym zasługa i pana bociana, zwanego Wojtkiem, a nawet „księdzem Wojtkiem” – z racji owego powiązania z imieninami Wojciecha, a także za sprawą dostojeństwa i upierzenia kolorystyką zbliżonego do sukienki duchownej. Ale zostawiając bociany, sięgnijmy po pieśni nabożne! Te nie pozostawiają złudzeń, co do pochodzenia, jak i patronatów świętego Adalbertusa (imię to otrzymał na bierzmowaniu od imiennika i wychowawcy –  biskupa Magdeburskiego) – choć ziemia czeska na świat cię wydała, to ziemia polska tak cię ukochała, że cię przyjęła, jak syna dobrego, uznając w tobie patrona przyszłego, ale uczciwie i ex aequo słowami pieśni wielbimy cię wszyscy społem, wyznawając apostołem – Czechów, Morawców, Polaków, Węgrów, Ślązaków, Prusaków. Kolejny święty, który ma pełne ręce roboty!

W dzieciństwie bywał krnąbrny, dokonał nawet dezercji z pierwszego szczebla kościelnej edukacji. Ojciec rózgą sprawił, że rozum przyszłemu świętemu wrócił po krzyżu do głowy, a Pan Bóg rozum Wojciechowi otwarzając i baczenia zaraz z nauką przymnażać mu począł – notuje ksiądz Skarga, którego żywoty świętych patronów Polski, są dla nas jak „Złota Legenda” mówiąca o patronach z chrześcijańskiej starożytności!

Bywał i krnąbrny w młodości. Zakończywszy po dziesięciu latach pobieranie nauk stał się z niego uczony człowiek, iż mało sobie równych towarzyszów w tej mierze miał. Ale rozum swoje, ciało swoje – młodość i krew bujna uwiodła i o Panu Bogu zapomniał, a czas trawił na biesiadach i ułudach światowych. Szybko jednak przyszło opamiętanie. Będąc świadkiem śmierci biskupa praskiego Drytmara, którego czarci do piekła wlekli, raz na zawsze postanowił oddać się służbie bożej i zasiadł na biskupiej stolicy. A w zasadzie do katedry wjechał cichym, ubogim, na koniu lichym i jak to w żywotach świętych bywa, odtąd wiódł żywot li tylko przykładny, siejąc postrach wśród demonów, które słysząc imię Wojciecha, uciekały z lamentem.

Porzucił praskie biskupstwo, gdy tłum żądny krwi rozszarpał niewierną żonę, która szukała azylu w świątyni. Rzucił na nich klątwę, strząsnął proch z sandałów i ruszył szukać spokoju serca w Italii. Szybko przybyli i posłowie, którzy na papieżu wymusili odesłanie Wojciecha na biskupstwo praskie, gdy ten chciał oddać się życiu mniszemu. Los świętym nie szczędzi przekory, ćwicząc zapewne pokorę, bo okazało się, że surowe wymogi i wezwania do poprawy życia w stopniu umiarkowanym podobają się prażanom. Opuścił ich Wojciech i ruszył z misją do Węgrów, a ostatecznie wspierany przez Bolesława Chrobrego do Prusów. I choć jego pobyt na terenach Polski mógł trwać zaledwie dwa miesiące, to jednak w setkach miejsc czci się pamięć Wojciechowego kaznodziejstwa i wędrówki, która znaczona jest głazami, z których wygłaszać miał kazania. Przy niektórych wytryskały i cudowne źródła, ale wystarczył elementarny brak szacunku i wykorzystanie wody w mało pobożnym charakterze i źródła przestawały bić. Przestało i serce Wojciecha, gdy poganie uderzyli go wiosłem, przeszyli włóczniami, odrąbali głowę, a ciało poćwiartowali. Wszystkie te makabryczne szczegóły zawiera ikonograficzny kostium świętego. I zdawać by się mogło, że po Wojciechu nie zostanie nic prócz kamieni lecz Pan Bóg, co strzeże świętych swoich kości, nakazał straż orłu przedziwnej wielkości. Relikwie okazały się być towarem najwyższej ceny, bo płaconej w srebrze, jak za słowiańskiego boga. Cud ocalił książęcą kiesę, bo ciało ważyło niewiele i marnym okazał się być zysk pogan.

Przeniesione do Gniezna relikwie, stały się ważnym punktem na mapie średniowiecznych peregrynacji. Młody Kościół w Polsce miał swojego, choć czeskiego świętego, a królestwo przez 250 lat (do czasów kanonizacji św. Stanisława) jedynego patrona. I aż dziwi, że ten ważny dla polskiej kultury święty, w tak umiarkowanym stopniu zaznaczył się w polskiej kulturze ludowej. Kult męczennika pojawia się w całej Polsce, ale ma najczęściej charakter oficjalny, często związany z miejscami wędrówki świętego przez Polskę, zdecydowanie rzadziej spotkać go można na wiejskim podwórku. Choć jako święty czasu przejścia wiosny w lato, wykazuje wszystkie swoje moce chroniące przed aktywnymi w tych momentach czarownicami. Uważano go zresztą w Polsce południowo-wschodniej za ich pogromcę. A że główną misją czarownic były zabiegi mające na celu szkodzić bydłu, nic dziwnego zatem, że pierwszy jego wygon dokonywany był w święto męczennika. Uciekano się pod jego opiekę, ale i stosowano konkretne środki chroniące, a przede wszystkim bacznie strzeżono obejść. Pozyskane z nich przedmioty, mogły posłużyć czarownicom w magicznych praktykach, a ludziom i zwierzętom przynieść szkodę. Używano w celach zapewnienia bezpieczeństwa inwentarzowi poświęconych w Niedzielę Palmową palm, ale i resztek wosku zeskrobanych z paschału. Nic dziwnego, zważywszy na bliskość wspomnienia świętego Wojciecha i świąt Wielkanocnych.

Był wreszcie i święty Wojciech ludowym prognostykiem. Jeśli przed jego świętem zaczynały rechotać żaby, to znacznie odwlekały ciepłą wiosnę. Jej nadejście wieszczył zaś świąteczny grzmot. Deszczowe imieniny Wojciecha nie wróżyły dobrze zbiorom siana – gdy na Wojciecha pada, co trzecia kopa siana przepada. A w okolicach Sanoka wierzono w ostateczną pobudkę węży, choć przecież obudzić się powinny już w marcu, za sprawą działań Matki Boskiej Roztwornej.

W dawnej sztuce ludowej święty Wojciech pojawia się sporadycznie, czasem są to rzeźby z cechowych warsztatów napotykane w wiejskich kościółkach, innym razem obrazy z warsztatów częstochowskich. W Wielkopolsce można było zakupić oleodruki z wizerunkiem świętego, widokiem katedry i konfesji z jego relikwiami. W plastyce neoludowej pojawił się święty Wojciech przy okazji rocznicy tysiąclecia jego męczeńskiej śmierci, ale zdarzało mi się napotkać go i w mniej wymuszonych jubileuszami okolicznościach. Jak wtedy, gdy podczas rozmowy ze zmarłym w 2020 roku Edmundem Nowakowskim, zobaczyłem rzeźbę świętego Wojciecha. Pragnienie  zakupu, wywołało konsternację rzeźbiarza – przecież pan jest Łukasz, a nie Wojciech! – uśmiechnąłem się i pomyślałem – cóż, także nie Józef, Rozalia, Barbara, Antoni, Katarzyna i Agata… ale święci z wiejskiego podwórka, są zawsze na wagę złota, nawet jeśli płacono za nich srebrem!

* Zdjęcie główne: Fot. Św. Wojciech, Edmund Nowakowski, 2006 r., drewno lipowe olejowane, ze zbiorów Łukasza Ciemińskiego; na zdjęciu wykorzystano również wycinankę kurpiowską autorstwa Aleksandry Oślickiej z Kadzidła

Święci z wiejskiego podwórka to cykl opowieści o świętych patronach. Przyjrzymy się w nim najpopularniejszym i najbardziej czczonym w kulturze ludowej świętym, ich obecności w roku agrarnym i obrzędowym, zwyczajach, wierzeniach i pieśniach oraz artefaktach. Po ścieżkach ludowej „Złotej Legendy” poprowadzi nas historyk sztuki i etnograf Łukasz Ciemiński pracujący w dziale etnografii grudziądzkiego Muzeum im. ks. dr. Władysława Łęgi. Czytaj więcej