Tekst: Łukasz Ciemiński
Niech nie wie twoja lewa ręka, co czyni prawa – powiedział Chrystus i zasadniczo ta maksyma pozwala odróżnić prawdziwego świętego Mikołaja od komercyjnego jowialnego dziadka, którego głównym sensem istnienia jest napędzanie machiny przedświątecznej konsumpcji! Nie tak było z biskupem Mikołajem, który dobro czynił pod osłoną nocy, wstydliwie, bez rozgłosu, a echo tych poczynań, co roku, w niektórych regionach etnograficznych, każe napełniać buty słodkimi drobiazgami, w innych zaś wkładać wiktuały pod poduszkę śpiącej dziatwy. I czy w trafionej i ortodoksyjnej formule ikonograficznej, czy tej z popularnego koncernu produkującego napoje gazowane – jest święty Mikołaj, chyba najbardziej ukochanym świętym, no i niestety świętym, w którego wiara czasem znika jak mydlana bańka naszego dzieciństwa – nie wytrzymując próby czasu. Stąd gawęda ta po to, by do utraconego raju dzieciństwa powrócić i choćby na chwilkę zamieszkać na naszych wyspach szczęśliwych, ze świętym Mikołajem! Prawdziwym!
Konfrontacja z tym z żywotów świętych może wywołać uśmiech, bo trudno wierzyć współczesnym w dziecko, które pierwej pościć niż jeść się nauczyło, a przy pierwszej kąpieli stanęło na równe nogi, zadziwiając bogobojnych rodziców. Taki już urok tych dawnych opowieści, że zwykłe dobro podbarwiać musiały całą gamą cudownych barw. Niech będzie, uśmiechamy się z przekąsem, ale pewnie i czasem tęsknimy za światem, w którym prozę upoetycznia poezja cudowności. Innym razem zderzamy się z mizoginią hagiografów, którzy utrzymują, że Mikołaj w młodości nie rozmawiał z kobietami, bo te są „skazą młodości”. Dyskusyjne, skoro później ratował cnotę panien i stał się mocnym patronem wszystkich dziewcząt śniących o zamążpójściu. Zrozpaczony ojciec wolałby widzieć swoje panny na ulicy, kupczące ciałem, niźli starymi pannami – i tu Mikołaj zdaje się być bardzo współczesnym świętym, który jak lew stanął w obronie godności kobiet! A dla tego ratowania i uposażania ubogich panienek środki miał ogromne. Osierocony przez rodziców, odziedziczył majątek, który inwestował w dobra niebieskie i szeroką ręką rozdawał potrzebującym. Stąd w ikonografii kule złota, trzy mieszki pełne monet, a w obrzędowości mnogość patronatów i wiara w szczególną moc naszego świętego. Moc Mikołaja wypływała z niego i to dosłownie! Po dziś z sarkofagu świętego we włoskim Bari wydobywają „mannę” – olej, który w cudowny sposób ma wypływać z kości świętego. Z łez zaś Mikołaja, w kolędach ukraińskich tworzy się rzeka, w której kąpie się sam Pan Bóg, a Święta Panienka bieli swoje szaty!
W folklorze zdarzało się zamienić frazy pobożnego wiersza o Mikołaju silnym Bogiem, na Mikołaja silnego Boga. Tak! Wizytujący rosyjską wieś z zadziwieniem notowali, że Rosjanie czczą Mikołaja jak Boga, niektórzy zaś więcej wiedzą o nim, niż o Chrystusie. Inni z kolei uważali świętego biskupa za trzecią, a czasem i czwartą (sic!) osobę Trójcy Świętej. W bardziej ortodoksyjnych redakcjach kultu, dorównywał po prostu czcią samej Matce Boskiej, dystansując czasami Jana Chrzciciela i wstępując na jego miejsce stawał się uczestnikiem ikonowej intercesji na wyobrażeniach Deesis – błagalnej modlitwy przed tronem Chrystusa. Owa cześć, którą świętego darzono, nie przeszkadzała wierzącym w artykułowaniu swojego gniewu pod jego adresem. Kiedy nie pomagał, choć przecież mógł – karano jego wizerunek, rzucając ikoną o podłogę, odwracając licem do ściany, obrażając się na amen, choć przecież bez modlitwy! Naiwny sensualizm? Może po prostu wiara w osobową obecność świętego i wyprzedzające praktyką przekonanie intelektualistów o tym, że artefakt nie jest li tylko przedmiotem, ale medium! Stąd brano chętnie w drogę za towarzysza ikonkę podróżną świętego Mikołaja i życzono sobie – Mikoły w drodze, Chrystusa po drodze!
Pamiętali o nim, nie tylko na drogach, ale i morskich szlakach. Uciszający burze święty, stał się patronem żeglarzy i wodniaków, których chronił przed nagłą i niespodziewaną śmiercią, łącząc się w tym patronacie ze świętą Barbarą i wraz z nią znacząc wiślany trakt kościołami pod swoim wezwaniem. Czasem opuszczał zgromadzenie świętych, by pospieszyć marynarzom z pomocą, a w północno-wschodniej Bułgarii jest wioska Sveti Nikola, założona w miejscu, w którym Mikołaj latarnią wskazywał statkom drogę do portu. W Bułgarii także w dniu świętego wypieka się niewielkie chlebki ofiarne dla Mikołaja, zwane „świętym, świętym
Mikołajem, kołaczem” czy „bożyczkiem” a częstowanych błogosławi się, prosząc o długie lata w zdrowiu dla nich i całego ich dobytku.
Na straży tego stoi nasz święty, nawet u innowierców! Złota Legenda wspomina o pewnym Żydzie, który wyruszając w drogę, powierzył swój majątek opiece świętego Mikołaja w artystycznej przytomności. Zapewne nie wiedział, że drobni złodzieje również mogą prosić o opiekę świętego biskupa, stąd poruczony majątek doznał pokaźnego uszczuplenia, a wizerunek świętego ukarano po powrocie z handlowej wyprawy.
Każdego roku mieszkańcy wiosek zwracali się do niebiańskiego patrona o szczególną opiekę nad żywym inwentarzem, zwąc go „pasterzem dobytku” i oddając bydło pod rządy laski, kija, a nawet bata świętego. A kiedy na rosyjskich wsiach pojawiła się dziesiątkująca bydło zaraza, wówczas krzesano ogień i sprawowano obrzęd „mikolszczyzny”. Miał zatem Mikołaj strzec przed wilkami, lisami, kunami i jastrzębiami. Stąd ofiarowywano przed ołtarzami świętego gęsi, kury, a co bogatsi barana czy cielaka nawet. Wszystko to w nadziei, że przychylnym okiem spojrzy święty na złożone dary i ustrzeże hodowle. Nadzieja na względy okazane przez Mikołaja, łączyła się z zaklinaniem dzikich zwierząt, by skoro ślepe się urodziły, takimi pozostały i nie łypały łakomym okiem na trzody i stada. W noc świętego Mikołaja, nasz biskup nie tylko zajęty był dystrybucją prezentów, ale i zarządzał wilczymi sejmikami po lasach. Podczas nich decydował, któremu wilkowi wolno porwać owcę, któremu barana, który podejść może do ludzkich siedzib, a któremu należy trzymać się od nich z daleka. I był tu święty Mikołaj sprawiedliwym sędzią, bo brał wet za wet bezzasadne okrucieństwo okazane wilkom. Po lasach wędrował nasz święty, osadzał pszczele roje, a pszczelarze w jego opiece nad pasieką widzieli „mur od ziemi do nieba”. Stąd w zimowe święto, w guberni tulskiej żuto plastry miodu a z pozyskanego wosku lano świecę ku czci Mikołaja.
Hagiograficzne i legendarne bogactwo świętego Mikołaja dochodziło do głosu, także wówczas, gdy proszono go o opiekę nad uprawami. Czasem lnu, zwłaszcza gdy jego kłęby składano przed ołtarzem świętego. Innym razem zboża, a ostatni zawiązany i pozostawiony na polu snop zboża zwany u nas przepiórką, na wschodniej Słowiańszczyźnie nazywano Mikołajową brodą. Z zaklinaniem obfitości zbiorów wiązał się syberyjski zwyczaj gotowania i malowania jaj na „wiosennego i zimowego” Mikołaja. Tak, ta wyjątkowa postać ma prawo świętować dwukrotnie – zimą i wiosną, a wiosenne święto upamiętnia przeniesienie relikwii do Bari. Domaga się jednak, jak każdy ludowy święty, bezwzględnego szacunku – obejmując dni świąteczne zakazem wykonywania jakiejkolwiek pracy. Karą za złamanie tabu są zniszczone uprawy, zjedzone przez myszy sukna. Na wieczornicach Mikołajowych barwiono jajka na czerwono i żółto, a w symbolicznej wykładni (także w malarstwie ikonowym) oba kolory traktuje się jako odpowiednik złota. Zatem i kolor, jak i kształt jaj odsyłają nas do ikonograficznych atrybutów świętego – trzech złotych kul.
A jeśli czerwony kolor biskupich szat i kubraczka strasznego dziadunia, to może i jakieś związki z krwią? Tak, gorącą, która się w świętym wyjątkowo szybko burzyła. Zarówno w obliczu ludzkiej krzywdy, gdy bronił niesłusznie skazanych więźniów i w obronie świętej wiary, gdy spoliczkował Ariusza, który herezją bluźnił przeciwko niej. Próbowano nawet Mikołaja za ten akt pozbawić godności biskupiej, ale w obronie świętego stanął sam Chrystus i Matka Boska, przywracając odebrane insygnia władzy – Ewangeliarz i omoforion – co widzimy, na niektórych ikonach świętego.
Wreszcie i dzieci, te chętnie obdarowywane przez dobrego biskupa. Te chętnie zjadające pierniki w jego kształcie, wypiekane w wielu miejscach całej Europy, ale przede wszystkim te, które święty poskładał z makabrycznej siekanki! Były raz sobie dziatki trzy – mówi francuska pieśń, której fabuły nie powstydziliby się scenarzyści „Delicatessen”. Owe samotnie wędrujące przez pola smyki kończą ostatecznie poćwiartowane w słonej zalewie. Interwencja Mikołaja wydobywa je po siedmiu latach z maceraty i piwnicy okrutnego rzeźnika, zwracając zrozpaczonej matce, która do końca żywiła wiarę w cudotwórczą moc świętego. Dzieci wróciły do matki i zostały jednocześnie przy świętym Mikołaju jako jeden z jego atrybutów w ikonografii.
A jeśli o niej mowa, to chyba najpiękniejsze realizacje ma ta wschodnia. Ikony z wielkich centrów malarstwa ikonowego od Krety po północną Rosję, a wreszcie po te ludowe, malowane na szkle na terenach Rumunii czy Huculszczyzny i Pokucia. Do tradycji huculskiej i pokuckiej witrochromii ludowej nawiązuje twórczość ukraińskiego artysty – Ostapa Łozińskiego. Ów młody malarz posiadł niesamowitą wręcz zdolność wyrazu dawnym językiem artystycznym. Doskonale zakomponowane przedstawienia wschodnich świętych oraz wysmakowana kolorystyka – zwykle na ludowo zasadzająca się na kontrastach, wzmacnianych przez złocone elementy i podkreślane szeroką ciemną ramą. Prawdziwe szlachetne kamienie, mieniące się radością święta i odbijające w sobie „cienie zapomnianych przodków”. Patrząc na te radosne ikony, chciałoby się zachęcić bliskich i dalekich – krzyknijmy wszyscy, zgodnymi głosami, winszując sobie razem z niebiosami, że się narodził, miłością przejęty – Mikołaj święty!
Święci z wiejskiego podwórka to cykl opowieści o świętych patronach. Przyjrzymy się w nim najpopularniejszym i najbardziej czczonym w kulturze ludowej świętym, ich obecności w roku agrarnym i obrzędowym, zwyczajach, wierzeniach i pieśniach oraz artefaktach. Po ścieżkach ludowej „Złotej Legendy” poprowadzi nas historyk sztuki i etnograf Łukasz Ciemiński pracujący w dziale etnografii grudziądzkiego Muzeum im. ks. dr. Władysława Łęgi. Czytaj więcej
* Zdjęcie główne: Św. Mikołaj Cudotwórca, ikona na szkle, Ostap Łoziński, 2019 r., ze zbiorów Łukasza Ciemińskiego