Tekst: Łukasz Ciemiński
Niestabilny pogodowo marzec prognozuje – „gdy Franciszka z wichrem po polu hasa, może sypnąć śniegiem powyżej pasa” – ale to tylko chłodny polski ogląd, bo sama święta była pewnie krwi i zapału gorącego, jak na prawdziwą rzymiankę przystało!
Przyznać trzeba, że już sama godność tej świętej jest prawdziwą litanią! Francesca Bussade’Buxisde’Leoni – brzmi hipnotyzująco, niczym imię włoskiej aktorki, w której temperamencie mieści się cały wachlarz emocji. I choć przeżyła pod włoskim niebem zaledwie 56 lat, zawstydzać może jego mieszkańców niezliczonością cudów, starć z szatańskimi mocami, a wreszcie i stopniem zażyłości z aniołami, którego próżno szukać u innych świętych. Imieniem związana z Biedaczyną z Asyżu tak dalece, że kiedy widziano ją wędrującą po ulicach Rzymu w towarzystwie osiołka pomagającego jej w dźwiganiu koszy z jadłem i chrustu dla ubogich, wołano z całą czułością zaklętą w tym włoskim słowie – „Poverella”! „Biedaczka”!
I choć pochodziła z patrycjuszowskiego rodu, stała się prawdziwie ludową świętą, którą biedacy Rzymu pomni jej dobroci czcili za życia nazywając familiarnie „Franceschella”, by po śmierci gromko aklamować jej świętość, wznosząc okrzyki podczas uroczystości pogrzebowych: „santasubito”! Sława jej cnotliwego życia sprawiła, że już sześć miesięcy po śmierci, która nastąpiła 9 marca 1440 roku, rozpoczęto oficjalny proces kanonizacyjny. Sprawy postępowały wolno, nie bez trudności natury formalnej. Kiedy watykańskie młyny mieliły wolno, Senat Rzymski wziął sprawy w swoje ręce i okrzyknął Franciszkę w 1494 roku – „Orędowniczką Miasta” – „Advocata Urbis”. Ostatecznie kanonizowana przez papieża Pawła V w dniu 29 maja 1608 roku i liturgicznie związana z Wiecznym Miastem – odtąd bowiem wspominać się miało nie Franciszkę wdowę, a Franciszkę Rzymiankę – Roma locuta, ku chwale pierwszej obywatelki Rzymu wyniesionej do chwały ołtarzy!
Ale droga do tej chwały była długa i ciernista, pełna wyrzeczeń, przerzuconych ton jedzenia dla biednych, podróży przez zaświaty, ciosów zadanych przez wojaków z piekła rodem i pewnej osobliwej nauczki, którą otrzymała od towarzyszącego jej anioła!
Miejsce spoczynku relikwii Franciszki Rzymianki – kościół Santa Maria Nova przy Forum Romanum jest jednym z ulubionych miejsc ślubów rzymian, a ona sama stała się patronką młodych małżonków – jak to z ludowymi patronatami, trochę na przekór! Jej małżeństwo było niechciane, wymuszone i starannie zaaranżowane, by połączyć ze sobą dwa szlachetne rzymskie rody. Pobożną dzieweczkę, w której benedyktyński spowiednik Antonello di Monte Savello odkrył powołanie do życia zakonnego, zaręczono w wieku lat dwunastu. W trzynastej wiośnie życia stanęła na ślubnym kobiercu z Lorenzo de ‘Ponziani. W luksusowym pałacu rzeźników na Zatybrzu umierała ze zgryzoty, czując jak bardzo rozminęła się ze swoim powołaniem. Słaba kondycja psychiczna przemieniła się w stan anoreksji, z którego wyrwała ją senna wizja, w której sam święty Aleksy – nędzarz z wyboru – zmusił ją do podjęcia nowej roli, jako żony, gospodyni i matki, słowami: „Musisz żyć… Pan chce byś żyła dla chwały Jego imienia!”. Została zatem żoną i matką – urodziła troje dzieci, z których przeżyło tylko jedno. Dwójka zmarła podczas epidemii dżumy, gdy Franciszka nie zważając na niebezpieczeństwo pielęgnowała w swoich komnatach chorych. Wydarzenia te uczyniły ją w ludowej pobożności osobliwą patronką chroniącą przed epidemiami.
Po śmierci teściowej przejęła rządy nad gospodarstwem domowym, tak dalece zapominając się w swojej trosce o ubogich, że przepastne pałacowe spiżarnie zaczęły świecić pustkami – prawdziwe arystokratki ducha „w liczbach się nie gubią” i dopiero cud sprawił, że uzupełniły się zapasy żywności, a beczki zaszumiały najprzedniejszym winem.
„Orędowniczce Rzymu” przyszło żyć w czasach wybitnie dla tego miasta niespokojnych. Osłabione niewolą awiniońską papiestwo, trzykrotne najazdy króla Neapolu, a w konsekwencji terror, ubóstwo i rozliczne choroby. Ogrom nieszczęść wyzwolił jednak w tej młodej kobiecie cały potencjał dobra, który wraz z bliskimi sobie postanowiła zinstytucjonalizować, zakładając przy kościele Santa Maria Nova w oparciu o regułę benedyktyńską Zgromadzenie Oblatek z Oliveto – pomysł zyskał i boską aprobatę, bowiem podczas mistycznej wizji status oblatki zatwierdził Franciszce sam święty Piotr odziany w kompletny strój pontyfikalny biskupa Rzymu. Na złożenie ślubów zakonnych musiała jednak poczekać do śmierci męża, który zmarł po czterdziestu latach ich wspólnego życia. Niechciane małżeństwo przerodziło się w prawdziwą przyjaźń i pokrewieństwo dusz, a małżonek przystawał na najbardziej szalone pomysły Franciszki, godząc się, by porzuciła zbytkowne stroje na rzecz zgrzebnej sukni. Sprzedane złote łańcuchy i manele zapewniły większą swobodę w działaniu na rzecz ubogich, których Franciszka nie tylko karmiła i odziewała, ale i leczyła. Tak, przygotowywała dla nich maść wedle własnej receptury, której skuteczność wzmacniana była jej gorącą wiarą i determinacją, a potwierdzana cudami – gangrena ustępuje pięć miesięcy po wypadku, do którego doszło podczas rąbania drewna przez nierozważnego Giuliano – poganiacza mułów. Dość wspomnieć, że przygotowuje się ją po dziś dzień i to w tym samym naczyniu, którego ponad pięćset lat temu używała nasza święta! Pobłogosławioną maść, jak i wstążki świętej Franciszki Rzymianki rozdaje się brzemiennym kobietom corocznie, 9 marca. Ludowa była to święta, także dlatego, iż tradycyjna medycyna i zabiegi noszące na sobie znamiona działań magicznych, nie były jej obce. Raz służyła do tego maść, innym razem pakuły, które potrafiły spędzać garby. Sama Franciszka zaś scalała porozbijane głowy, wskrzeszała dzieci, które umarły bez chrztu, a wreszcie swoją modlitwą potrafiła w zimie doprowadzić do pojawienia się dziewięciu kiści owoców winnej latorośli, by spragnione siostry mogły ugasić pragnienie.
Ale Franciszka była nie tylko praktykiem, ale i mistykiem, któremu całe piekło nie popuszczało. Raz demony zjawiały się pod postacią lwów, smoków i węży, innym razem przybierały ludzką postać i okładały świętą wołowymi ścięgnami bez cienia litości. Potrafiły wystawiać pokorę świętej na próbę, wychwalając pod niebiosa jej cnoty – obwołując bezgrzeszną. Przybywały także pod postacią pokornych zakonników, a nawet i samego świętego Onufrego, który planował odwieść Franciszkę od planów założenia nowej kongregacji zakonnej. Bezsilne darły na strzępy jej modlitewnik, a wreszcie podrzuciły i gnijącego trupa do zakonnej celi świętej mniszki. Cały średniowieczny arsenał szatańskich knowań objawił się w życiu tej renesansowej kobiety, której spieszyć na ratunek musiał sam święty Paweł i anioł, który nie odstępował Franciszki na krok – pomagając, ale i dyscyplinując. Razu pewnego, gdy święta matrona, która była przecież i temperamentną rzymianką, roześmiała się głośno słysząc nieprzystojny dowcip, anioł wymierzył jej tak siarczysty policzek, że upadła na ziemię. Anielskie połajanki Franciszki Rzymianki!
Nie był to jednak jej anioł stróż, nie był i żaden szeregowy anioł, ale sam archanioł, który przybył podczas modlitwy odprawianej w zaciszu pałacowego oratorium. Kobiecym okiem, zdolnym dostrzegać wszystkie szczegóły, Franciszka zarejestrowała jego długą białą szatę, na którą narzucał płaszcz błękitu nieba, innym zaś razem ognistej czerwieni. Długie włosy barwy złota zakrywały szyję i plecy i to z nich brała się szczególna moc egzorcyzmowania. Ilekroć bowiem święta zmagała się z napaścią demonów, anioł potrząsał włosami, przepędzając szatana (zwykle łysego!) na samo dno piekła. Zdaje się, że po dziś dzień Włosi i Włoszki szczególną mają słabość do włosów w kolorze złotoblond!
Archanioł przydzielony Franciszce pomocny był nie tylko w sprawach duchowych, dbał także o prozaiczne sytuacje. Dzięki roztaczanemu przez anielską czuprynę blaskowi, Franciszka mogła odmawiać modlitwy brewiarzowe i poruszać się po zakamarkach klasztoru bez używania światła lampy. Baczna anielska troska o widoczność w nocy sprawiła, że wraz z pojawieniem się cudu motoryzacji, święta stała się patronką kierowców. Patronat ten zatwierdził w 1925 roku papież Pius XI, a jeżdżący jak szatani rzymscy kierowcy, ustawiają 9 marca przed kościołem Santa Francesca Romana swoje automobile, pokornie prosząc o błogosławieństwo i opiekę świętej.
Towarzyszący świętej przez dwadzieścia cztery lata archanioł odszedł w stan spoczynku, a u boku Franciszki stanął duch jeszcze wspanialszy, tak rangą, jak i odzieniem. W prawej dłoni dzierżył pozłacane gałązki palmowe, symbolizujące miłość, stałość i roztropność, dotykając nimi serca Franciszki, pomnażał w niej owe cnoty. Czasami nawet zapewniał oderwanie od spraw ziemskich i to dosłownie, zabierając ją w podróż po zaświatach!
Wizytowała Franciszka i czyściec i piekło, a wszystkie te eschatologiczne rewiry były tak dalece uporządkowane, niczym w „Boskiej Komedii” Dantego, którą Francesca zaczytywała się w młodości i której fragmenty cytować umiała z pamięci. Zresztą musiała posiadać sama naturę poetki, gdy wielokrotnie dawała upust swym mistycznym zachwytom śpiewając i w ten sposób wyrażając to, co ze swej natury niewyrażalne. Ekspedycja przez krainę czyśćcowych upaleń uczyniła z niej szczególną patronkę dusz zasilających szeregi Kościoła cierpiącego, do której wstawiennictwo ma przynosić im upragnioną ochłodę i ostateczne wyzwolenie.
Swojej krajance wiele dzieł artystycznych poświęcili mistrzowie rzymskiego baroku, odziewając ją w czarną suknię i długi biały welon, w których chadzała po ulicach Rzymu. Strzępy tej prostej odzieży prezentowane są po dziś dzień w jej kościele. Innym razem ukazywana bywa w scenie mistycznej adoracji Dzieciątka Jezus, które przejmuje z rąk Madonny, niekiedy z Chrystusem, który podaje jej swoją prawicę. Świadkiem wszystkich wydarzeń ukazanych w sztuce jest jej nieodłączny anielski towarzysz, który czasem prezentuje księgę Pisma ze słowami Psalmu 72: „A ja zawsze z tobą: ująłeś mię za prawą rękę moję. A według woli twojéj prowadziłeś mię, i przyjąłeś mię z chwałą” (Ps 72, 23-24 w przekładzie ks. Jakuba Wujka). Nie zabrakło i jej wizerunków na wsiach, wszak i u nas mieszkały Franciszki, których patronką była „Poverella” z Zatybrza. Zwykle były to oleodruki wydawane w niemieckich domach wydawniczych, których sposób dystrybucji pozwalał na dotarcie grafik w najbardziej odległe regiony katolickiego świata. Czy był to dom w wiosce toskańskiej, umbryjskiej, mazowieckiej czy galicyjskiej, w każdym pobożnie wzdychano do drukowanej Franciszki Rzymianki, którą spod włoskiego nieba sprowadził pod strzechy niezmordowany Fridolin Leiber – „nadworny malarz” konsorcjum wydawniczego Braci May z Frankfurtu nad Menem.
Spoliczkowana przez anioła Franciszka Rzymianka, mogłaby w tej bolesnej ekstazie zaśpiewać: „Śmiechu mój, najbardziej chory we mnie, wracaj do zdrowia, wracaj do źródła, bądź radością, tylko radością…” – tym razem jednak anioł pobożnie przewrócił oczami… w świecie oleodrukowej pobożności nie ma miejsca na dramaty…
* Zdjęcie główne: Święta Franciszka Rzymianka, oleodruk, Fridolin Leiber, Wydawnictwo Braci May, Frankfurt nad Menem, ok. 1890 r., ze zbiorów Łukasza Ciemińskiego
Święci z wiejskiego podwórka to cykl opowieści o świętych patronach. Przyjrzymy się w nim najpopularniejszym i najbardziej czczonym w kulturze ludowej świętym, ich obecności w roku agrarnym i obrzędowym, zwyczajach, wierzeniach i pieśniach oraz artefaktach. Po ścieżkach ludowej „Złotej Legendy” poprowadzi nas historyk sztuki i etnograf Łukasz Ciemiński pracujący w dziale etnografii grudziądzkiego Muzeum im. ks. dr. Władysława Łęgi. Czytaj więcej