Kwietne dywany na Boże Ciało w przekazach mieszkańców parafii Spycimierz

Tekst: prof. Katarzyna Smyk

Tradycja sypania kwietnych dywanów na Boże Ciało w Spycimierzu (gm. Uniejów, woj. łódzkie), wpisana 2018 roku na Krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego[1], jest zwyczajem niezwykle barwnym, widowiskowym i przesyconym wiarą. Wiąże się ściśle z ideą wielkiego dla Kościoła katolickiego święta Eucharystii, przypadającego w drugi czwartek po Zielonych Świętach. W obrzędowości polskiej święto to, obecne od 1320 roku[2], łączące się treściowo i formalnie z cyklem wiosenno-wielkanocnym, zachowało charakter agrarny i apotropeicznej ochrony przed częstymi o tej porze burzami: „odbija się w nim troska rolnika o zboże i warzywa”[3]. Wynika z tego obecność i zastosowanie magiczne drzew i gałęzi[4], święcenie w oktawę wianeczków z ziół i kwiatów, jak też sypanie kwiatów na drogę procesji przez dziewczynki w komunijnych sukienkach[5]. Z tego właśnie powszechnego dziś w całej Polsce sypania kwiatów, wziął się zwyczaj spycimierski – pozostający ewenementem w skali kraju.

Wymaga ogromnego nakładu pracy i logistyki, dzięki czemu spaja wspólnotę wielu generacji parafian i ich przyjaciół spoza Spycimierza. Zauważany przez media regionalne i ogólnopolskie, nie spotkał się dotąd z wystarczającym zainteresowaniem badaczy[6]. Wobec tego pojawił się postulat środowiska skupionego wokół Wójta Gminy Uniejów Józefa Kaczmarka oraz Stowarzyszenia Spycimierskie Boże Ciało, by rozpocząć etnograficzne badania terenowe dedykowane układaniu kobierców.

Pilotażowo więc w czerwcu 2018 roku przeprowadziłam i nagrałam 5 wywiadów w oparciu o autorski kwestionariusz, zawierający pytania z trzech zakresów: 1) dlaczego sypanie kwietnych dywanów jest ważne dla spycimierzan; 2) wzory kwiatowe – typy, symbolika, zmienność w czasie, przygotowanie materiału, wykonanie; 3) co daje społeczności wpis zjawiska na Krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Poniżej prezentuję wybór zebranych wypowiedzi mieszkańców parafii Spycimierz (urodzonych między 1929 a 1959 rokiem), przetranskrybowanych półfonetycznie (ingerencję redaktorską oznaczono nawiasami kwadratowymi) i ułożonych tematycznie. Ze względu na ograniczenia objętościowe, proponuję skupić się na sześciu tematach: 1) przechowanych w pamięci parafian informacjach o początkach i dziejach zwyczaju; 2) roli piasku, znanego z innych obrzędów Spycimierza, ale też wykorzystywanego do sypania wzorów w okresie wiosenno-wielkanocnym na pobliskich Kujawach; 3) pozyskiwanie materiału do układania dywanów, czyli zbieranie kwiatów, ich skubanie, przechowywanie, stosowanie innych materiałów roślinnych itd.; 4) proces tworzenia dywanów, z fazami działań, stopniem zaangażowania różnych osób, doskonaleniem wzorów, czasochłonnością prac itd.; 5) intencje układania dywanów i 6) legenda o cudownym krzyżu z kościoła spycimierskiego pod wezwaniem Podwyższenia Drzewa Krzyża Świętego, wyjaśniającą motywację wzoru krzyża, często pojawiającego się na dywanach w Boże Ciało.

Podział pracy podczas układania dywanów: młodzi sypią, a starsi skubią i przebierają kwiaty. Spycimierz, Boże Ciało, fot. K. Smyk

Podział pracy podczas układania dywanów: młodzi sypią, a starsi skubią i przebierają kwiaty. Spycimierz, Boże Ciało, fot. K. Smyk

Proces tworzenia dywanów, strojenia bramy, obecność turystów. Spycimierz, Boże Ciało, fot. K. Smyk

Proces tworzenia dywanów, strojenia bramy, obecność turystów. Spycimierz, Boże Ciało, fot. K. Smyk

Wypowiedzi oznaczono inicjałami informatorów:

ES – Emilia Sobczak, urodzona 1929, zamieszkała Człopki, nagranie rozmowy 29 VI 2018;

MP – Maria Pełka, ur. 1950, zam. Spycimierz, nagrania 1 i 29 VI 2018; założycielka i prezeska Stowarzyszenia Spycimierskie Boże Ciało;

MW – Maria Winnicka, ur. 1956, zam. Spycimierz, nagranie 29 VI 2018;

SP – Stanisław Pełka, ur. 1952, zam. Spycimierz, nagranie 1 VI 2018, sołtys wsi Spycimierz;

WM – Wiesława Michałowska, ur. 1946, zam. Zieleń, nagranie 1 VI 2018;

ZG – Zofia Górka, ur. 1959, zam. Spycimierz, wiele lat mieszkała w Łowiczu, nagranie 29 VI 2018.

Z DZIEJÓW ZWYCZAJU

[ZG:] Faktycznie, że to może się datować od tych dwustu lat, nasza babcia urodziła się w 1879 roku, miała 86 lat, a umarła w [19]65 roku. […] No więc babcia, […], będąc małą dziewczynką, to już to Boże Ciało było. Ale jak było. Więc ta ulica nie była tą ulicą, ale była jakaś ta droga, błoto czy tam. Ale więc ona mówiła, że żadnych kwiatków to na początku, gdy jej mama robiła, nie było jako tako. Tylko była droga wysprzątana, zamieciona miotłą i posypana białym piaskiem. Białym piaskiem. To wiem, bo to mama mi utrwaliła, nie? Białym piaskiem, bo to biały piasek w ogóle miał jakieś znaczenie. [MP:] Ładne, bo białe. [ZG:] Ale jeszcze może nie to, to jeszcze też jakieś oczyszczenie, coś to jeszcze by w ludowych jakiś tam trza było to znaleźć, tak. Biały piasek ma jakieś znaczenie. Trza było białym piaskiem. Potem ołtarze były, no bo ołtarze musiały być. Jak były stroje? No trudno mi powiedzieć. Jakoś to było, no jakoś to było. [MP:] Każdy się starał, jak mógł. [ZG:] Starali się jak już mogli, no.

[Ktoś zapytał ojca pani Marii Pełki, czy w czasie drugiej wojny światowej były sypane dywany na Boże Ciało. MP:] A tatuś mówi, że nie, tatuś jest 30. rocznik, to by pamiętał. No na pewno nie było możliwości.

[MW:] Jak mama mi opowiadała, jeszcze mówi, tak jak one to zaraz po wojnie czy tam jak zaczęli ubierać, jak mogli, była możliwość ubierania, bo to nie zawsze im pozwalali, nie zawsze. […] To ona mówi, oni nie robili, boczki ładnie ubierali, jakie tam kwiatki miały z ogródka tylko rozsypywali te kwiatki, zależy ile tam nazbierały, tak były posypane jak łączka, w taki sposób, mówi, sypane.

[SP:] Był obok tu domek, wujek mieszkał […] i jak tu mieszkał i opowiadał mi, miał prawie 80 lat, zmarł w [19]80 roku, jak to się zaczęło, z tego ta historia, co ja mogę pamiętać z opowieści. Babcia w [19]80 roku zmarła, a miała 85 lat, i też wtedy opowiadała, jak to się zaczęło. To był tam cechmistrzem taki mój pra-pra-pradziadek, był cechmistrzem w kościele. I on to tak ponoć zaczynał te piaski sypać, zaczęli kiedyś sypać całą drogę piaskiem, białym, wysypać. Później no to zaczęli wzorki, mówi. I on tak to montował, takim był, no, pomysłowy facet, jak to się nazywa, i trochę tych, jeden od drugiego, jeden od drugiego i tak się to ta historia tego, i dopiero wzorki  z piasku, trochę trawa, trochę liście, no tak to różnie, aż doszło do tego takiego pięknego dywanu.

[SP:] Ja to pamiętam, jak były lata, co komuniści nie pozwolili, to było w niedzielę na sumie. Ja byłem takich chłopaczkiem już, to ja pamiętam rodzice tu i to ubierali od 4 rano na wpół do dwunastej była suma, msza i już było ubrane. No może na pewno nie tak [jak dziś], ale było. Bo zezwolenie nie dali, bo oni to manifestacje czy jakoś tam przerabiali. Ludzie tam nie patrzeli, nie bali się, nie bali się! [KS: Nikt nie ścigał za to?] A, pani! Mogli ścigać! Tu byli, się pamiętało, niektórzy byli na ty komendzie, się wytłumaczyli, a nie pasuje wam, to – to co wy macie, wie pani. Nie dali się, tak twardo, że się nie dali, no. Bo ja to pamiętam po wojnie to. […] „Nie pasuje wam? Przecież my nie robimy nic. A zbieramy się sami.” No tak było z tą drogą, tak było z innymi rzeczami. „A nie pasuje wam, to nie pójdziemy na Pierwszego Maja” albo coś, wiadomo.

[MW:] W czwartek była droga przez wieś, a w niedzielę jeszcze w koło kościoła, i ołtarze żeśmy, jak mieliśmy zawsze ołtarz u siebie, tu czy tu na domu, zależy, gdzie to tam szło, no w niedzielę przenosiliśmy te ołtarze i w koło kościoła. Dwa razy ubieraliśmy[…] Ale to świeże kwiatki na niedzielę i w niedzielę była jeszcze procesja w koło kościoła. Przez kilka, kilka lat. […] Nie pamiętam, żeby cała droga, tylko przed każdym ołtarzem było ubrane. Bo jak ludzi było dużo na tym placu, to tylko przed ołtarzami. [KS: Już parę lat się tego nie robi?] Już dwadzieścia lat.

wzory z piasku

[KS: A dawniej było więcej piasku? Kwiatów? ES:] Kwiatów jeszcze więcy było. Kwiatów to sypali bardzo grubo. Bo tero, wi pani, to nie muszom tak sypać, bo je asfalt. A kiedyś, jak sie wysypało droge, gdzie jakie dziure, no to się sypało białem piaskiem. Naukopane tam było, ji się zawoziło, i białem piaskiem ładnie się wysypało. Potem, można powiedzieć, patykami rysowali różne tam te kwiaty, ni ji tam w tym, bo tak to by nie wiedziały, jak wysypać, a jak wyrysowali, to abo tero to kredom pewno rysujom. No to się wysypowało. Różne kolory się dobierało, żeby nie miszać wszystkich kwiatów do kupy, tylko różne kolory, jedni z drugimi pasowały, i się sypało. [KS: Nie robiono wzorów tym białym piaskiem?] Nie, nie, wszystko kwiaty. Pomindzy tym piaskiem, jak ten piasek był, to wszystko się tu robiło wzory, a pomindzy wzorami, jak się zostował piasek biały, to był. [MP:] Dziś czarna ziemia jest wykorzystywana do wzorów, ale kiedyś to biały piasek stanowił podstawę. [ES:] No. Białem piaskiem się sypało, bo to potem kolorowe kwiaty i pięknie to wyglądało, bo tak ten piasek przebijoł. Ale to bardzo mało tego piasku było wzinte. To już tam kolory dobierali, sypali to, to mindzy kwiatami dobrali kolory, ładnie wysypali. [MP:] Kontrastowo żeby było.

[MP:] Za mojej pamięci, to już były tylko kwiaty. Czy więcej, czy mniej, to były kwiaty. To, jak mówię, nie było jakiejś kostki, było ziemia. Patykiem się rysowało, wzięło się dłuższego patyka, się wygrabiło i później w ten sposób, ale już były kwiaty i się wysypało, tak. Nie raz teraz na kostce to my tam użyliśmy do sypania białego piasku, jak już nie mieliśmy kwiatów, to żeby efektu nadać.

[MP:] Moja babcia była 1901 rok i też tak zawsze opowiadała, że… [ZG:] Białym piaskiem. [MP:] Tak. Ale w domach były takie przyzwyczajenia, że się umyło podłogę, jeśli była podłoga, i się posypało białym piaskiem. A na niedzielę musiało być właśnie wymiecione przed domem nawet i też posypane jeszcze białym piaskiem. [ZG:] Ale nawet to długi czas, jak ksiądz do chorego przychodził, to wiem, że też na przykład ten kawałek dla księdza, jak do chorego z Panem Jezusem, to wychodziło się po księdza i też drogę sypali białym piaskiem. No na znak jakiś. Od furtki tak. To było wysypane białym piaskiem. [MP:] To na kolędę, pamiętam, też się. [ZG:] Tak! Robiło właśnie. [MW:] To było takie uroczyste. [MP:] Czy to było przywitanie uroczyste. [MW:] Żeby po czymś takim odświętnym. [ZG:] No to było to odświętne czy coś.

Pozyskiwanie materiału na dywany

[ES:] A jeździlim na kwiaty dość daleko, bo gdzie w polach były kwiaty, tam różne modrooki, różne, w żytach, w zbożach, ludzie kozali rwać, bo pomalutku się szło, żeby nie podeptać tego zboża. No ji wybieralim, to całe worki. No jak ktoś miał w domu kwiaty, tak samo, przywoził. No ji sypali jak i tero kwiaty sypiom, tylko tyla że te bramy robili i tutaj jeszcze te gałązki wkopywali. No tak to tak samo było.

[ES:] Jak na zbieraniam chodzili, to się kwiaty zanosiło do piwnicy, żeby w chłodzie, bo tego by trzeba było, przez dzień czy dwa dni by tego nie nazbiroł. Bo sypali bardzo grubo, żeby to tyn piach ładnie przykryć, żeby to ładnie wyglądało, to sypali grubo.

[ES:] Jak ja chodziłam ubierać cały czas, to każde, które kwiaty się chodziło nazbierało, to wszystko w domu było skubane. Jak ja na przykład poszłam nazrywałam kwiatów, nie? No to na polu nazbierałam różnych, to ja przywiozłam je do domu, to ja je oskubałam już tak jak na wysypanie. Tak każden jeden. No ji późni w torebki ji się zawoziło, najpierw w koszyki, bo torebki wielki nie było, tylko w koszyczki, się zanosiło wszystko. Mąż wziął założył koni, pojechalim i zawieźlim te kwiaty z cały wsi.

[KS: Hodowała pani w ogrodzie kwiaty na Boże Ciało? ES:] Też mieliźmy, mieliźmy. Ale przeważnie się szło na łąki, bo też się narwało bardzo ładnych i dużo jednakowych kolorów. A w ogródku pani miała to takie, to takie, a do kupy nie było możno, żeby mięszać kolory do kupy. Bo to każdy kolor osobiście. Także trza było dobierać kolory, jak porysowali te kwiaty, to żeby te kolory tak dobrać, żeby pięknie pasowały. Bez, akacja była ta co rozkwitły, żarnowiec kwitł – piękne kwiaty, modrok, taki dzwonek co się skubało te kwiaty, żółty. I to się skubało. Się narwało i przywiezło się do domu i si w domu skubało. No akacji to już na drzewie się narwało, potem się obskubało też w domu.

[MP:] Nieraz to ludziom bardzo fajne przychodzą pomysły do głowy, bo nieraz tutaj jak mówią, że nie idzie urąbać tematu, nie ma kwiatów i koniec. Potną nożyczkami coś i z tego się kwiat wysypuje, czy łodygę kwiatu czy coś, więc w jakiejś tam formie po prostu jest. Dzisiaj to iglaki – kiedyś u nas na tym terenie nie było, tylko popularny bukszpan, gdzie można gałązkę z tego zrobić, no.

[SP:] Było więcej kwiatków, sypane, wzory, no mówię. Trochę kwiatów, tak dostojniej, piękniej te lata ostatnie teraz jest. [KS: Widziałam na dawnych zdjęciach, że kiedyś może było więcej piasku, wygrabiony.] Tak, no to było pół na pół, jedna trzecia, tak można to określić. [KS: 1/3 kwiatów, 2/3 piasku?] No tak, to i trawa, różnie, różnie to było, bo to wszystko zależy od pory roku, co nam Bozia daje. Bo to wszystko z pól zbierają, każdy jeździ w pola, nawet 30 kilometrów,  za kwiatami. No bo sam po sobie to się wie, nie? No ale teraz już no więcej sobie sadzimy tak po ogrodach, żeby już tyle kłopotu i tyle kosztów nie robić. To po ogrodach a to róże, a to jaśminy, a to to – ludzie sobie już tak sadzą, że jednego roku wyjdzie jaśmin, to wyjdzie róża. No to akurat wyszła biel, ale nie wszystkie [w tym roku]. A w polu, to zależy, jak są tam chabry, maki, tam inne, no to wiadomo, że jedziemy i zbierają ludzie.

[KS: Na kwiaty idzie pani razem z córkami, wnukami? MW:] Tak. Na kwiaty no to już kto może, kto może. Dziewczyny wolne sobie biorą z pracy. Oczywiście! No przecież tak to byśmy nie dali rady uzbierać. [MP:] Idą wszyscy, pomagają. Tak samo jak na przykład, tam gdzie ja bramę robię, tam mieszka sama babcia tylko, dzieci pojechały, a ona tylko jest sama. Ale jak my, taka miejscowość Borzewisko, to jej brat z całego Borzewiska kwiaty pozbiera i przywozi tutaj. I każdy uważa za zaszczyt! I my później, jak na przykład mamy więcej kwiatów, czy przywiędną czy coś, nigdy nie wyrzucamy kwiatów, bo mówimy: „To ludzie dali i musi iść na drogę.”

[WM:] Widziała pani te maki dzikie polne w ogródku – w tym roku całkiem się poddałam, nie robię już w ogródku już, tych maków się tak nasiało, a ja już nie pozwoliłam synowi, żeby to wykosił, bo mówię: „A kto wie, czy w Boże Ciało będą kwiaty? A może maki akurat zakwitną!” No i tak właśnie było, że w środę urwałam dwa wiadra, duże wiadra dwa urwałam tych kwiatów, zaniosłam do piwnicy. Oberwałam wszystkie. Ja rano wstaję, bo syn do pracy jechał, wstaję w pół do piątej, patrzę do okna, czy już ich zrywać, nie, mówię, nie ma jednego kwiatka. Poszłam się położyć. Wstaję w pół do szóstej, ja patrzę! A w ogródku czerwono! I wtedy szybko, tak że zerwałam w Boże Ciało rano, bo na ósmą mieliśmy już być tam w Spyćmierzu, no więc tak że, wiaderko urwałam, ale jeszcze musiałam iść do piwnicy pozbierać, bo też […] urwał takie no 15-litrowe te wiadra dwa jaśminu, naszego, bo rwaliśmy tutaj właśnie tak jak rosną. I potem ja jeszcze wieczorem, jeszcze on pół wiadra urwał wieczorem, ale komary go wygoniły i ja jeszcze do pełnego wiaderka jeszcze dorwałam. A później tu panowie jeszcze przyjechali o godzinie szóstej rano dwóch panów przyjechało, potem jeszcze koło siódmej przyjechał jeszcze jeden pan i zrywali liście z kasztana. Bo mamy kasztan [w podwórku] i potem oni jak już skończyli zrywać, to jeszcze poszli do ogródka i jeszcze tych maków zerwali, to jeszcze wiaderko takie duże też zerwali maków.

[MW:] Ja pilnuję chodzę po tym sprawdzam, żeby wszystko [poszło], bo to tyle nazbierane, żeby nie zostało. […] Patrzymy, czy gdzieś tam jeszcze zostają. Mamy w jednym garażu, mamy w piwnicy, mamy w stodole, bardzo dużo miejsc. Czy już mi wszystkie na drogę wynieśli, to jeszcze tam wysypać! Żeby nie zostało!

[WM:] Bo kiedyś dawno, dawno, jak byłam dzieckiem, to nieraz mnie ktoś poprosił, żeby zrywać kwiaty, to donosiłam do Spyćmierza, choć mieszkałam w Józefowie, parafia w Kępnie, ale w Kępnie nie było dywanów. […] I tu żeśmy zawsze uczęszczali do kościoła. I pamiętam, jednego roku, zrywałam kwiatki na łące tak, te z łąki kwiatki, i tak nikt nie przyszedł po te kwiaty potem. Ja nazrywałam taki duży kosz, nazrywałam. [KS: I co pani potem z nimi zrobiła?] Zawołałam cielaczka, przyszedł i mówię: „Chodź, masz gotowe, teraz zjedz.” [Śmieje się] Teraz to już sami zawozimy.

Układanie dywanów

[ES:] Tam była sąsiadko jeszcze Witko [Jaśkiewiczowa] tako, ji teściowa to mi tam z dziećmi, z tym, teściowa to tym się nie brała, nie. […] Chodziło o to, że oni tu robili, ja też chodziłam i pomogałam. Bo tam rysować nie rysowałam, wie pani, bo ja nie umiała. Tylko tam już byli tacy, co ładnie rysowali, wszystko, się ładnie wysypowało. […] A późnij już jak drogę, no to już jechało wszystko ubierać, bo to wszystko kosztowało roboty.

[MP: Sąsiadka pani Marii Pełki, pani Klacina,] też nie ubiera, ale idzie co roku i skubie kwiaty. I w tym roku mówiła, że mało osób było do skubania. Bo ci, co się poruszają, są sprawni, rysują i układają, to tak. A te starsze osoby to siedzą na tyłach, jak to się mówi, i po prostu skubią.

[MW:] Mama mi zawsze tak: „Wiesz, co – to później, jak dzieciaki były małe – to ja zostanę z nimi w domu. Jidź ty coś uzbieraj!” Dwa dni deszcz padał, w środę trochę słońce świeciło czy tam w czwartek od rana kiedyś tam. „No to co zrobimy? Jaki ten wzór? Jaki ten wzór?” No mało tych kwiatów, no nie? No to co, szybko lilie, tam jakieś serduszka, to jeszcze mamy tak żeby założyć. Ale zawsze było brak, zawsze. [KS: Lilie? Wzory?] Nie wzory, te lilie z wody powyrywane [ze stawu, który mają w posesji], te całe jak to są tataraki. [MP:] No to się położyło kwiat, w koło się te pokładło. [MW:] No to też było ładnie.

[SP:] Z roku na rok ludzie dochodzili tak stopniowo do wykonania. Coraz piękniej. Sami ludzie, jeden przed drugim, jeden przed drugim.

[SP:] No wie pani, każda rodzinka, co ma do ubierania na szerokość swojej posesji, no przeprowadza jakieś próbne tam debaty, rozmowy, ustalenia. Malują, rysują, komputerowo już teraz jest możliwość. […] Wie pani, ja bym powiedział tak: to jest każdej osoby tajemnica, nie przekażesz dzisiaj tutaj sąsiadowi, co będziem robić, ja to pokazuję tego dnia, ten znowu swój pomysł ten, ale on nie powie, że będzie jeden drugiemu. Nie złośliwie! Tylko to jest taka ważna sprawa tak między sobą. Tajemnica. To działa.

[MW:] Pamiętam takie deszczowe Boże Ciało i to bardzo dokładnie. Miała się Ania urodzić – Ania się 2 lipca urodziła. I było to Boże Ciało. Ja już też byłam taka, ciężko mi było chodzić. I Marek, mój mąż, z siostrą pojechali nazbierali kwiatów. Mieliśmy tak dużo nazbieranych kwiatów, bo było bardzo ciepło wtedy, gorąco. I te wszystkie kwiaty nam zostały, bo całe Boże Ciało lał deszcz, w ogóle procesja nie wyszła. To był [19]79 rok. W ogóle nie wyszła […]. I wszystkie kwiaty nam zostały! To nam było tak ciężko sprzątać. Wszystkie zostały. A mieliśmy takie mnóstwo tych kwiatów! Potem było ich ciężko wyrzucać. No bo nie poszły na drogę. Nie było możliwości ubrać. Ksiądz Krzywański chodził, „No może przejdzie, może przestanie.” Nie, nie przestało w ogóle.

[WM:] Są, dzieci [z Zielenia] są, i to bardzo dobre jest. Już takie już przed komunią już też do takiej grupy już biorą, mówią, już pytają czy chodzą, jakie kwiatki wziąć, jak układać już.

[SP:] Turyści to popatrzą, pochwalą, zdjęcie zrobią, no co. A już jest tak nawet, że przyjeżdżają nawet też i pomagają! Do mnie tak, tu wczoraj to już któryś rok przyjeżdża rodzina tu z Aleksandrowa, tak znowu mojej siostry córka mieszka, nauczycielką jest i poprosiła kiedyś tam koleżankę: „Przyjedź, zobacz.” „Ja pojadę.” Przyjechała i przyjeżdża od tej pory co roku. Pomagają. Tu z Turku taka rodzina znów mojej córki tam męża rodzinka, przyjechali raz i te dziewczyny to jest młode, zwinne i takie naprawdę, no to bardzo chętnie przyjeżdżają. Nawet już chcą też za…, jak to, zaistnieć, że oni tutaj, tu z nami pól na pół, z rodziny córka i siostra. No to już teraz pokolenia.

[MP:] Ale muszę ci powiedzieć, że już drugi rok przywożą tu rodzice taką dziewczynkę z Płocka. […] Okazuje się, że ta dziewczyna jest. Była w tamtym roku, jej się podobało. I w tym roku wymogła na ojcach, żeby ją tu przywieźli, tu gdzieś rodzinę ma. I później ją odebrali. Bo ona taka, ja wiem, nastolatka. […] I zasuwała z nami, równo.

[MW:] Też mamy takie panie z Poznania, to są Ady [córki] koleżanki. To znaczy koleżanki – starsze. I one pracowały razem tam w szpitalu w Poznaniu. I teraz od dziesięciu lat przyjeżdżają. I jeden rok ta Kasia nie była, bo nie mogła, coś zdrowotnie, to mówi: „Tak, jakby Bożego Ciała nie było. Ja muszę przyjechać!” Żeby sypać, żeby pomagać, żeby tutaj być. [Biorą wolne, przyjeżdżają.] I tyle lat i przyjeżdżają. „Jeden rok co ja nie byłam, to przeżyć nie mogłam, dla mnie Bożego Ciała nie było!”

Intencje układania dywanów

[KS: Dlaczego to sypanie dywanów jest ważne dla pana, dla rodziny, dla gminy? SP:] No, po pierwsze robimy to dla Pana Jezusa na chwałę. A no, i dla turystów to już jest drugi temat, dla turystów, dla gości. A to jest ważne, jest to jednak nasza parafia trochę taką twardo wierzącą parafią, to są zawsze wyjątki jakieś. No to tak jest ten temat, bym powiedział, pierwszy, to jest na chwałę Bogu. Ludziom to wiadomo, że jednym podobały się, innym nie, ale to jest ten temat, najważniejszy.

[KS: Dlaczego to sypanie dywanów jest takie ważne? WM:] Tak już było, jak to mówią, z dziada-pradziada, my to podtrzymujemy dalej. No, dawniej podobno nie było tak, bo ja jeszcze pamiętam, jak byłam takim dzieckiem, byłam właśnie, i było to przybrane tak tymi brzózkami i zrobione kwiaty z bibuły. To ja jako dziecko nawet mam takie zdjęcie, bo stanęłam wtedy z swoją młodszą siostrą, a starsza siostra mi tego kwiatka z tej brzózki urwała i dała i tak w rączce trzymam tego kwiatka. No to byłam dzieckiem, nie wiem, wtedy może do pierwszej klasy już chodziłam, może do drugiej. No to pamiętam, że to nie było tak pięknie jak teraz jest pięknie. No teraz z roku na rok jakoś się tak wszyscy starają, żeby to podtrzymywać.

Legenda o krzyżu z kościoła spycimierskiego

MP: Jest taka legenda. Gród kasztelański leżał wśród bagien i wszystkiego, kłopot z dojazdem, kiedyś to były rzecz tego. […] Tak wyszło, że napadli Pomorcy, napadli Krzyżacy, napadli Szwedzi, wszystko to uległo zniszczeniu. Ale kasztelan, który mieszkał właśnie w grodzie kasztelańskim, miał córkę, która była niewidoma. […] Ta kasztelanka codziennie […] ona codziennie idąc pomodlić się do tego kościółka, przechodziła przez taką kładkę zrobioną. I pewnego razu spojrzała, ona już na pamięć znała już tą trasę, wszystko. Spojrzała na wodę, wiedziała, że już jest na kładce, i zobaczyła krzyż. No i okazało się, przekonała się, że ona widzi. No i nawet był krzyż, to ten krzyż, który płynął czy jak. W drugim kościele, bo teraz sobie przypominam, słynącym łaskami, były wota, było wszystko. […] Nawet mamy pieśń o tym właśnie głowie krzyża, mamy pieśń o tym Bożym Ciele, i mamy pieśń taką starodawną, którą śpiewamy, nie wiem, kto napisał ani nic. […] W naszym kościele ten krzyż słynie łaskami czy coś, to tej kasztelanki już nie ma, ale w dalszym ciągu mamy ten krzyż. Ludzie nie myśleli, czy to ten krzyż, czy nie ten, tylko rodzice mówili moi, że jak było długo susza, nie było deszczu czy coś, tu w Uniejowie taka ulica Sienkiewicza się w tej chwili nazywa, a dawna nazwa były to Budy Uniejowskie. I mówili tak po prostu, pospolicie, że jak nie ma długo deszczu albo nie ma słońca, to budziorze w naszym kościele zamawiają mszę i przyjeżdżają się modlić. Taka była mowa i tak robili. Ja pamiętam też ze swojego życia, no, raz tylko, że właśnie zamówili mszę i ci rolnicy poprzyjeżdżali.

* * *

Wypisy z wypowiedzi spycimierzan o tradycji kwietnych dywanów mogłyby być obszerniejsze, bowiem pojawiły się warte publikacji – i poszerzenia w kolejnej turze badań – takie wątki, jak bramy, ołtarze, strojenie drogi brzózkami, podział drogi dla kolejnych wiosek, wzory i ich znaczenie oraz inspiracje, obecność turystów w Spycimierzu, udział proboszczów  w kształtowaniu zwyczaju, zmienność trasy procesji itd. Pogłębionych badań wymaga również kwestia motywacji układania dywanów oraz intencje podtrzymywania tej tradycji, jakie przyświecają parafianom. Zdaje się, że to powinien być jeden z kluczowych elementów przyszłych eksploracji terenowych. Powinny one również objąć depozytariuszy młodszego i najmłodszego pokolenia, ze zrównoważeniem co do płci, wszak nie tylko kobiety, ale i mężczyźni są zaangażowani w proces układania dywanów. Szczególnie ciekawy będzie również materiał dotyczący oceny przez depozytariuszy efektów wpisania ich tradycji na listę niematerialnego dziedzictwa. Warto głosy na ten temat notować systematycznie, by po latach – w analizie komparatystycznej – uchwycić obserwowany przez spycimierzan zakres i kierunek wpływu narzędzi polityki kulturalnej na polską obrzędowość.


 

Przypisy

[1] Procesja Bożego Ciała z tradycją kwietnych dywanów w Spycimierzu, online: http://niematerialne.nid.pl/Dziedzictwo_niematerialne/Krajowa_inwentaryzacja/Krajowa_lista_NDK/ (dostęp: 30.10.2018).
[2] B. Ogrodowska, Zwyczaje, obrzędy i tradycje w Polsce. Mały słownik, Wyd. II, Warszawa 2001, s. 23.
[3] J. Klimaszewska, Doroczne obrzędy ludowe, [w:] Etnografia Polski. Przemiany kultury ludowej, t. II, red. M. Biernacka, M. Frankowska i W. Paprocka, Wrocław 1981, s. 143.
[4] J. Klimaszewska, tamże. B. Ciesielska-Szynal, Dekoracje kwiatowe trasy procesji Bożego Ciała w Spicimierzu, „Sieradzki Rocznik Muzealny”, Tom 10, 1996, s. 31−32.
[5] B. Ogrodowska, Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne, Warszawa 2007, s. 193.
[6] Stan badań dotychczas jest nader skromny: B. Ciesielska-Szynal, dz. cyt., s. 31−40; A. Tomaszczuk, Kwietny kobierzec. O obchodach święta Bożego Ciała w Spycimierzu, „Konteksty. Polska Sztuka Ludowa” 2004, nr 1−2, s. 213−220; A. Głaz, Boże Ciało w Spicymierzu, „Kronika Wielkopolski” 2005, nr 4 (116), s. 119−122. W kilku innych pracach tradycja spycimierska jest jedynie wzmiankowana.


* Zdjęcie główne: Przygotowany materiał do sypania dywanów. Spycimierz, Boże Ciało, fot. K. Smyk