„Pieśni z lasów i pól” na Międzynarodowym Festiwalu Wratislavia Cantans we Wrocławiu

Tekst: Henryk Dumin

W programie tegorocznej 54. edycji Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans znalazł się szczególny koncert zatytułowany „Pieśni z lasów i pól” poświęcony tradycjom pieśniowym przeniesionym na Dolny Śląsk przez pokolenie powojennych osiedleńców pochodzących z wielu regionów dawnej Polski.

Na koncert ten szczególną uwagę we wcześniejszych zapowiedziach programu zwracał dyrektor artystyczny Festiwalu Giovanni Antonini: „…na całym świecie muzyka ludowa wywierała duży wpływ na rozwój twórczości klasycznej, a dziś obserwujemy powrót do „muzyki naszych przodków, co może mieć związek z przedefiniowaniem się tożsamości Europejczyków.”

Idea 54. MFWC osnuta była wokół idei „Południa” w kulturze, chociaż Giovanni Antonini zaznaczył, że każdy ma własną jego wizję uwarunkowaną punktem odniesienia. Dla mediolańczyka Południe znaczy coś innego, niż dla mieszkańca Północy Europy. Nasze rodzime, polskie skojarzenia, a szczególnie te dolnośląskie sięgnęły w tegorocznym doborze wykonawców koncertu „Pieśni z lasów i pól” polskiego południa – Tatr i Bieszczad, aż na Podolu kończąc z jednej strony, a podążając tropem dziewiętnastowiecznych migracji – dotykając Bukowiny i Bałkanów. Dolnośląskie relacje z kulturą tak pojmowanego Południa są wyraźne wśród współczesnych mieszkańców regionu będących potomkami osiedleńców z tych właśnie krain.

Do udziału w koncercie (który odbył się 14.09.2019 przyp. red.) zostali zaproszeni dolnośląscy laureaci polskich i zagranicznych konkursów i festiwali tradycji, w tym prestiżowego Ogólnopolskiego Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym. Wykonawcy w grupie 55 osób reprezentowali kilka pokoleń, które w kręgach własnych społeczności do dzisiaj kultywują tradycje śpiewu. Dwie z najstarszych wykonawczyń miały po 87 lat, najmłodsze zaś – 19 i 20. Z nestorek wystąpiła legendarna śpiewaczka Michalina Mrozik z Przejęsławia, jej rówieśniczka i krajanka z polskiej wioski w Bośni – Feliksa Cierlik z Rząsin, ponadto góralka czadecka Zofia Tarasiewicz z Bolesławca i dwie śpiewaczki młodego pokolenia: wywodząca swój ród ze Skalnego Podhala Joanna Matusiak z Borówna oraz Oliwia Łuszczyńska z Krosnowic śpiewająca pieśni z Pogranicza Nadsańskiego.

fot. Sławek_Przerwa / Narodowe Forum Muzyki

fot. Sławek Przerwa / Narodowe Forum Muzyki

Spośród grup śpiewaczych wystąpili: Łemkowski Zespół Śpiewaczy „Łastiwoczka” z Przemkowa, Góralski Teatr Pieśni „Dunawiec” ze Zbylutowa (górale czadeccy – reemigranci z Bukowiny), „Waliszowianie” z Nowego Waliszowa (ekspatrianci z Podola) i „Gościszowianie” z Gościszowa (polscy reemigranci z Bośni).

Program dwugodzinnego koncertu zawierał 26 pieśni z ich kanonu repertuarowego. Jego konstrukcja odnosiła się do kolei zdarzeń w ludzkim życiu – miłości, rozstań, rozterek związanych z ożenkiem, wesela, wspólnego zaklinania urodzaju oraz pieśni będących uniwersalnymi refleksjami o tęsknocie i przemijaniu. Sceniczne spotkanie zostało domyślnie osadzone w realiach któregoś z dolnośląskich dworców kolejowych w 1945 lub 1946 roku, wśród walizek i kufrów, w oczekiwaniu na dalszy ciąg mających nastąpić zdarzeń.

Przybysze, po wielotygodniowej często podróży, przywozili wtedy ze sobą zwykle skromny bagaż materialny, ale za to bogactwo pamiętanych pieśni. Jak się okazało, ich znajomość wspomogła budowanie zrębów nowych wspólnot w powojennych realiach. Z biegiem dekad w sposób naturalny zaczęto przejmować pieśni sąsiadów. Znikał powszechny z początku syndrom pogranicza i poczucie wyobcowania. W swym wyrazie widowisko zyskało kształt opery o ludzkim zabieganiu wokół najważniejszych wartości: miłości, akceptacji, przełamywania osamotnienia. Stało się ilustracją ludzkich doświadczeń zawartych w zaprezentowanych utworach. Jak w starym albumie fotografii pojawiały się w nich postacie z dawnego życia, ich emocje i głębokie refleksje o istocie przeżywania. Ostatnia ze scen koncertu miała sugerować jedność połączonych w objęciach ludzi wspierających się nawzajem na „nowej ziemi”.

Fot. Ignacy Dumin

Fot. Ignacy Dumin

Wśród wykonań zabrzmiała pradawna ballada „Tam pod lasem, pod podolskim…” pamiętana przez Michalinę Mrozik, a łącząca słuchaczy z dawnymi czasami wojennych zmagań na Dzikich Polach, godna szekspirowskiego pióra, niezwykła pieśń miłosna o dziewczynie rozkochanej w przyjacielu swego narzeczonego śpiewana przez górali czadeckich. Wybrzmiały rekruckie żale chłopaków zabieranych do cesarskiego wojska, które przeniosły w czasie śpiewaczki z Gościszowa i Zbylutowa. O miłości i zalotach z niezrównanym wdziękiem śpiewała autentyczna panna – Oliwia Łuszczyńska. Weselne zaśpiewy młodej mężatki Joanny Matusiak połączyły się z pełnymi goryczy i sarkazmu pieśniami doświadczonej mężatki Feliksy Cierlik. Zofia Tarasiewicz wysnuła smutek kobiety o niepowrotnej młodości, a jej krajanki ze Zbylutowa tęsknotę za opuszczoną dawno bukową krainą. Pochodzący z Podola „Waliszowianie” zaklinali szczęście w kolędowych pieśniach utrzymanych w archaicznym stylu z pozą pełną hieratycznej powagi.

Łemkowscy śpiewacy podkreślili w swych sugestywnych pieśniach konieczność dokonywania rozważnych wyborów w życiu, o czym szczególnie napominała dodatkowa pieśń na koniec koncertu: „Oj, chmelu…” z niezwykłymi partiami mistrzowskiej wokalizy członków zespołu.

Narracja towarzysząca koncertowym wykonaniom przybliżała realia towarzyszące śpiewanym utworom, zarówno te historyczne jak i obyczajowe. Dolnośląski fenomen przetrwania do dziś tak wielu cennych pieśni w kręgu zróżnicowanych społeczności od lat zadziwia nie tylko bogactwem rodzajów zachowanego repertuaru, ale również uczestniczeniem w bezpośrednim, ustnym przekazie członków młodych pokoleń traktujących go jako ważną część kulturowego dziedzictwa. Śpiewacy nie współpracują na co dzień ze specjalistami w branżach estradowych, lecz posiłkują się jedynie przekazem rodzinnym, chroniąc jego istotę w możliwie czystej postaci. Dzięki temu tradycja autentycznego śpiewu nie uległa w wielu środowiskach lokalnych przerwaniu. Dzisiaj związki z pradawnymi ojczyznami, których reliktem jest ocalony przed zapomnieniem kanon pieśniowy, stanowią fascynujący przedmiot do badań, ale także i bardzo osobistych refleksji.

Występy wiejskich śpiewaków podczas trzech festiwalowych dni przyniosły wiele wzruszeń i olśnień nie tylko widzom, ale i samym wykonawcom tworzącym z czułością misterną i lśniącą tkaninę złożoną z najpiękniejszych nut rodzinnych zaśpiewów. Entuzjastyczne reakcje publiczności, wielominutowe owacje i wielokrotne bisy zaświadczały o wyjątkowości tych niezwykłych spotkań. Koncert „Pieśni z lasów i pól” w ramach 54. Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans zrealizowano w trzech lokalizacjach: w Sali Koncertowej Centrum Kultury i Sztuki „Muza” w Nowogrodźcu (12.IX), Kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Środzie Śląskiej (13.IX) oraz Sali Czerwonej Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu (14.IX). Koncert wrocławski festiwalu został poprzedzony wykładem wprowadzającym pt. „Pieśni z praczasu w przekazie współczesnym”, który odbył się w Sali Czarnej NFM.

fot. Joanna Stoga / Narodowe Forum Muzyki

fot. Joanna Stoga / Narodowe Forum Muzyki

* * *

Jacek Tabisz
Fragment recenzji koncertów festiwalowych pt. „Lasy i pola, a później świt polskiego baroku” (www.racjonalista.tv/lasy-i-pola-a-pozniej-swit-polskiego-baroku)

To całkiem dobry pomysł, tak swoją drogą, poświęcić jeden koncert Wratislavii naszej muzyce ludowej. (…) żeby ktoś wcześniej zaprosił nas do polskich lasów i na polskie pola – nie pamiętam. A przecież muzyka dworska, mieszczańska i ludowa przenikały się przez wieki. Czasem chłopi zachowywali starą wiedzę muzyczną zarzuconą przez mieszczan i dworaków dla nowomodnych brzmień. Innym razem szukający nowego kompozytor, taki jak choćby Chopin czy Szymanowski, ale też Paderewski czy Górecki, brał ludową materię i w oparciu o nią rozwijał swe światy.

Koncert prowadził Henryk Dumin, zarysowując kontekst słuchanych pieśni i tradycji. Wystąpiły cztery ludowe zespoły i pięć znakomitych solistek. Joanna Matusiak swoim wspaniałym mocnym głosem pokazywała oryginalną ostrość ludowych harmonii, fascynujących i niemal egzotycznych w swoim burzliwym zaśpiewie. Michalina Mrozik, nestorka ludowych tradycji, imponowała czystością stylu i mimo sędziwego wieku, piękną barwą głosu i jego niezwykle oryginalną emisją, wibrującą w myślach i w sercu. Znała także pieśń, którą znali być może już husarzy Sobieskiego. Zofia Tarasiewicz pokazywała cudowną paletę brzmień góralskich. Najmłodsza z wykonawczyń, Oliwia Łuszczyńska, zachwycała cudownych głosem, ognistą ekspresją (ale też liryzmem) i ogromnym wyczuciem stylu. Słuchając tak młodej mistrzyni ludowego śpiewu mogliśmy być pewni, że tradycja żyje i żyć będzie. Wreszcie Feliksa Cierlik prezentowała duże możliwości ludowej ironii i satyry.

Jeśli chodzi o zespoły to zupełnie zbijała z nóg wielogłosowa muzyka Łemków zaprezentowana przez „Łastiwoczkę” z Przemkowa. Piękne melodie i wielką ekspresję wykonawczą miał Góralski Teatr Pieśni „Dunawiec” ze Zbylutowa. Zespoły ”Gościszowianie” i „Waliszowianie”, nazwane od swych miejscowości, prezentowały nieco mniej odległe od codziennych doświadczeń muzycznych światy, ale także pięknie. (…) nietypowy jak na Wratislavię koncert polskiej muzyki ludowej udał się nadzwyczajnie i zdecydowanie nie obniżył ogólnego poziomu artyzmu, który w tym roku wysoki jest jak tatrzańskie turnie.