Święci z wiejskiego podwórka: Jedenasta godzina świętego Wierzyna

Skrajną hipokryzją wykaże się ten, który twierdzi, że nigdy nie działał na ostatnią chwilę i nie zna na sobie paraliżującego oddechu sytuacji, w których deadline oznacza to, co oznacza, dosłownie. Istnieje jednak pocieszenie w owej sytuacji, a nawet ewangeliczna opowieść o robotnikach jedenastej godziny, którzy choć przyszli w ostatnim możliwym momencie, otrzymali godziwą zapłatę. Całe szczęście! Boska ekonomia zupełnie inaczej kalkuluje dochody płynące ze starań wszystkich opieszałych. Ciężko westchną wszelkie wolne zawody i niebieskie ptaki, gdy usłyszą korporacyjną komendę – ASAP –“na teraz, a najlepiej na wczoraj”! Cóż począć, kiedy dla nich „na dzisiaj” oznacza najczęściej „na jutro”?

Niezawodna okazać się tu może pomoc świętego pierwszej potrzeby i ostatniego ratunku, do którego wzdychają wszyscy z „długimi ogonami”… zatem – przede wszystkim studenci, a nawet hakerzy, którzy w obliczu odmówienia im patronatu naszego świętego, zagrozili blokadą watykańskich serwerów!

Mowa o świętym Ekspedycie – wczesnochrześcijańskim męczenniku, który na nowo przypomniał o sobie światu w 1781 roku. Przy translokacji grobów z jednego z paryskich cmentarzy, robotnicy wykopali skrzynię, na której widniał napis „EXPEDITE” i uznali, że na nowe miejsce skrzynię należy dostarczyć w trybie natychmiastowym. Zapewne to tylko legenda, ale jasno obrazuje, że Expeditus to już nie tylko etymologicznie, ale i hagiograficznie szybki, zwinny i co najważniejsze, nie opieszały w działaniu święty! Pierwotnie w Polsce zwano go świętym Wierzynem, czyli takim świętym, na którym polegać można jak na sprawdzonym druhu, zawierzając mu wszystkie sprawy, które wykonane powinny być na cito, a jednak nie są.

Zresztą, pieśń nieustalonego autorstwa i pobożności rewiowej w wyrazie, zdaje się nie poprzestawać jedynie na kwestii terminowości wykonywanych zleceń, bo przecież:

Gdy zdrowie chciałbyś mieć,
ochronę podczas burz,
egzamin jakiś zdać,
zaliczyć sesję znów.

Gdy chciałbyś sprzedać dom
i w sądzie wygrać dziś,
w teatrze z rolą swą,
wystąpić z wielkim “bis”.

Gdy znowu pada deszcz
i niebo smuci się,
pracować nie chcesz móc,
a nawet pić i jeść.

Gdy pod stopami jest
przeszkody wielki próg,
nie czekaj, biegnij wręcz
do Ekspedyta nóg.

Gdy wszystko złości cię
i idzie jakby wspak,
nie możesz skupić się –
masz wielki natchnień brak.

Gdy łzy wylewać chcesz,
miłości szukasz wciąż,
to głowę podnieś wzwyż
i Ekspedyta proś.

Widzę ją w swojej złośliwością szlifowanej wyobraźni, wykonywaną na schodach „jak w Casino de Paris” – bo bardzo wodewilowa w klimacie i różna od pieśni napisanej przez Zbigniewa Józefa Kraszewskiego – kapelana Armii Krajowej, który swoją pieśń, akcentującą heroizm wiary w obliczu śmierci napisał w WólcePecherskiej 13 kwietnia 1942 roku.

Kult świętego Ekspedyta jest niezwykle żywy, patronat rozległy, a historyczne pewniki nader skromne. Martyrologium Hieronymianum, będące najstarszym spisem chrześcijańskich męczenników Kościoła łacińskiego (zawdzięczające swoją nazwę błędnie przypisywanemu autorstwu świętego Hieronima) w dniu 19 kwietnia wspomina o męczeństwie Ekspedyta i jego pięciu towarzyszy, które dokonać się miało za rządów Dioklecjana w 303 roku, w Melitene we wschodniej Anatolii, w dzisiejszej Turcji. Z Ekspedytem śmierć ponieść mieli: Hermogenes, Gajusz, Arystonik, Rufus i Galat. Badacze starożytności chrześcijańskiej są skłonni za HippolytemDelehaye przyznawać, że imię świętego jest błędnie odczytanym imieniem Elpidius, a pojawiające się w tekstach expediti – to nazwa lekkozbrojnej formacji wojskowej z czasów późnego Cesarstwa. Nie ułatwiają sprawy i Ormianie, którzy czczą świętego wojownika o imieniu Menas, zwąc go arakahas, co odpowiada łacińskiemu expeditus.Jakkolwiek miałby nasz męczennik na imię, ważne, że wykazuje się skutecznością działania, a czego nie przekazały źródła historyczne, to dopowiedziała legenda karmiona pobożną wyobraźnią.

I tak Ekspedyt urodził się w Armenii, miał być rzymskim setnikiem i dowódcą bohaterskiego XIII legionu –FulminantePiorunujących (zapewne z tego względu przyzywa się Ekspedyta wespół z Donatem w tradycji ludowej krajów niemieckojęzycznych, jako szczególnego patrona chroniącego domostwa i ludzi podczas burz). Składać miał się ów legion z chrześcijańskich żołnierzy, których modlitwa oślepiła gromami z jasnego nieba wrogów w trakcie bitwy Marka Aureliusza z Markomanami. I choć Ekspedyt znał chrześcijańską prawdę, podobnie jak Konstantyn Wielki, odkładał czas ostatecznego nawrócenia i przyjęcia chrztu. I kiedy bliski już był podjęcia decyzji, którą odwlekał, pojawił się nagle przy nim czarny kruk, który swoim krakaniem: cras, cras, cras – jutro, jutro, jutro – przyćmiewał zdolność trzeźwego myślenia Ekspedyta. Mężny wojownik tupnął zdecydowanie nogą rozdeptując ptaszysko i po trzykroć zawołał: hodie, hodie, hodie – dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj! Zyskując nie tylko wyjątkowe atrybuty w ikonografii, ale i radędla wszystkich czcicieli, by dzisiaj wykonywali to, co mieliby zrobić jutro! Nieskuteczną zresztą, co po kulcie świętego widać!

Bezpośrednią przyczyną śmierci męczennika miało być zerwanie edyktu cesarskiego, w którym nakazywał on zniszczenie chrześcijańskich miejsc kultu i spalenie świętych ksiąg.

Związki imienia ze spedycją, nakazują czcić go we Włoszech i Francji, jako patrona korzystnych transakcji handlowych i szybkich dostaw, a także podróżujących, którzy podobnie jak i towary, docierają dzięki niemu „na czas, na miejsce, na pewno”! W krajach niemieckojęzycznych, w których kult męczennika ożywił się w XVIII wieku, pod wieloma wizerunkami świętego widnieją inskrypcje: „patron tych, którzy z powodzeniem chcą prowadzić swoje sklepy”. W podobnym duchu szerzy się kult naszego patrona na Sycylii, gdzie pod koniec XIX wieku urządzano widowiskowe uroczystości ku czci świętego, którym towarzyszyło nabożeństwo czterdziestogodzinne przed wystawionym Najświętszym Sakramentem… z nocnymi  fajerwerkami i efektami pirotechnicznymi.

Szczególnie osobliwym jawi się oblicze kultu Ekspedyta na Reunion. Wszystkie kaplice tego popularnego tam świętego, a jest ich ponad 350, pomalowane są na kolor czerwony. Ponadto czczą go i społeczności niechrześcijańskie i tak – Hindusi z wyspy uważają świętego za wcielenie Wisznu. Mieszkańcy Madagaskaru widzą w świętym czarownika posiadającego moc czynienia dobra i zła w równym stopniu. Aby go obłaskawić i zyskać jego przychylność, powszechnie ofiarowuje mu się płonące świece. Co odważniejsi czarownicy odcinają głowy posągom świętego, by pozyskać jego czarnoksięską moc! Zdobyte w wyniku tej dekapitacji głowy używane są później w magicznych obrzędach.

Od czasów rewolucji nikaraguańskiej w 1979 roku matki żołnierzy z tego kraju oddają cześć świętemu żołnierzowi, jako opiekunowi ich synów służących w wojsku, rokrocznie składając kwiaty i świece przed figurą świętego w dniu liturgicznego wspomnienia.

W Polsce święty Wierzyn jest bardziej świętym miejskim niż wiejskim, nic w tym dziwnego, skoro jego kult pojawił się dopiero pod koniec XIX wieku, a upowszechnił w dwudziestoleciu międzywojennym, a więc w czasie, gdy kultura ludowa przechodziła swoje znaczące transformacje. Żaden z polskich czcicieli świętego Ekspedyta z pewnością nie śpiewał w tym okresie z uśmiechem: „jak ten czas powoli leci – pierwsza, druga, w pół do trzeciej (…) gdyby można zrobić czary, ponapędzać te zegary”!  Do popularyzacji kultu, szczególnie w Wielkopolsce, ale i w Warszawie przyczyniła się wydana przez Wydawnictwo Świętego Wojciecha w 1921 roku książeczka autorstwa Seweryna Sarjusza Zaleskiego „Patron czasu święty Wierzyn żołnierz i wódz (po łacinie św. Expedyt). Rozważania życiowe oraz triduum czyli skrócona nowenna trzydniowa”. Odtąd figury patrona „jedenastej godziny” poczęły pojawiać się w kościołach, a na straganach odpustowych mnożyć zaczęły się niewielkie cynkalowe figurki świętego i obrazki wydawane w oparciu o wzór chromolitografii zaprojektowanej przez piewcę oleodrukowej świętości – FridolinaLeibera. I dziś, w dobie odżywającego kultu wielu zapomnianych patronów, wciąż odwołujemy się do sprawdzonych przed laty form obrazowania i kultu – wszak popularne obecnie modlitewniki, każą zwracać się do świętego słowami dawnych modlitw i wzdychać pobożnie do reprintów oleodruku Leibera.

Przyjęty przez niego model obrazowania zgodny był z najpopularniejszą ikonografią świętego, która ukazywała go jako rosłego młodzieńca w stroju rzymskiego legionisty, rozdeptującego nogą kruka, z którego dziobu rozwija się zwój z napisem: „cras”. Przeciwwagą dla niego jest wzniesiony w geście zwycięstwa krzyż, na którym widnieje zawołanie: „hodie”. Na starszych przedstawieniach jawił się on jako dojrzały mężczyzna z brodą, a zamiast krzyża ukazywał wiernym czcicielom… zegarek! Nic w tym dziwnego, skoro chodzi w tym kulcie o (po)wagę czasu i ostatnią, czyli „jedenastą godzinę”!

* Zdjęcie główne: Święty Ekspedyt, FridolinLeiber, chromolitografia, lata 20. XX w., wydawnictwo Braci May, Frankfurt nad Menem, ze zbiorów Łukasza Ciemińskiego