Święci z wiejskiego podwórka: Jabłka Błażeja – gardeł dobrodzieja

Tekst: Łukasz Ciemiński

W ludowym panteonie świętych jest wielu takich, dla których sprawy gardłowe nie są żadnym wyzwaniem. Ale już taki, dla którego Rytuał Rzymski sprzed reformy Soboru Watykańskiego Drugiego przewidział własne formularze benedykcji świec, chleba, wina i owoców – jedyny! Jest nim święty Błażej, do którego zapobiegliwie, a i ochrypłym głosem wołano: Święty Błażej, gardła zagrzej! a wszelkie remedia związane z jego osobą uświęcone były katolicką i liturgiczną ortodoksją. Pierwsze wzmianki o błogosławieństwie dokonywanym w dniu świętego pochodzą z VI wieku!

Poświęcano zatem przede wszystkim świece, zwane pieszczotliwie błażejkami – te, przyłożone do gardeł wiernych, miały nie tylko – jak na świecę przystało – zagrzewać, ale i chronić na wszelki (głównie zły) wypadek. Moc błogosławieństwa wzmacniała i forma – świece zwykle krzyżowano. Zdarzały się i woskowe krążki, którymi po podgrzaniu okładano obolałe miejsca.

Poświęcona woda, wino oraz chleb w obrzędowości związanej z kultem świętych występują w ciągu całego roku, szczególnie zaś w zimowych okresach, bo przecież i wino umiłowanego ucznia Pańskiego, które jest samą miłością świętego Jana w ciekłej postaci, ale i chleb świętej Agaty, który od ognia strzeże chaty. Na Błażeja wspomniane wiktuały i owoce, głównie jabłka, błogosławiono i spożywano, a wysuszone skórki służące do okadzania bolącego gardła mogły być przechowywane długo, znacząco wspomagając domową apteczkę i ludową medycynę!

I pomyśleć, że związek z gardłem ma święty, którego imię wywodzi się od łacińskiego blaesussepleniący. A może właśnie z tego powodu Błażej objął swoim patronatem aparat mowy? Sam w początkowym, pustelniczym okresie życia raczej rozmowny nie był. Zadowalał się towarzystwem Boskiej obecności, wizytami ptaków, które jak biblijnemu Eliaszowi przynosiły pożywienie i nieprzebranymi stadami zwierząt nawiedzającymi jego skalną grotę. Ludowa XIV-wieczna pieśń z Hiszpanii wspomina także jelenia, który wizytował Błażeja, stając się spotykanym w wielu realizacjach plastycznych atrybutem świętego. Wyliczone tu stworzenia cechowało wyjątkowe wyczucie czasu, nigdy bowiem nie przerywały biskupowi modlitwy i czekały cierpliwie, aż święty wyjdzie i pobłogosławi menażerię poprzez nałożenie rąk lub uczynienie znaku krzyża. Z owego błogosławieństwa korzystały głównie te schorowane, stąd Błażej odciążył w hodowlanym patronacie bliskiego sobie w kalendarzu liturgicznym sąsiada, jakim był święty Antoni Wielki.

Wszystko co wiemy o nim, zakorzenione jest w spisanej w VIII wieku (a zatem czterysta lat po śmierci Błażeja) narracji – ta wspominać ma, bez żadnych dowodów, że Błażej – biskup Sebasty w Armenii miał być lekarzem. Tę opowieść, z pominięciem medycznej profesji, rozszerzy XIII-wieczna Złota Legenda, a polskim przekładem włączonym do swojego pasjonału, zaczytywać się będzie sama królowa Jadwiga. W okresie nowożytnym kult  rozpropaguje w Polsce Piotr Skarga, który powoływać się miał na wiadomości pewne, bo zaczerpnięte od Symeona Metafrasta. U wschodnich i południowych Słowian Dymitr z Rostowa przyczyni się do wzrostu popularności świętego biskupa, na czym skorzysta w sposób znaczący ludowa obrzędowość.

Przyszło jednak Błażejowi porzucić bezpieczne miejsce schronienia – jaskinię, w której przebywał jako w pałacu i udać się na miejsce męczeńskiej śmierci. Niezrażony, a uprzedzony trzykrotnym widzeniem Chrystusa, który wezwał go do złożenia ofiary z życia, udał się z wysłanymi oprawcami nasłanymi przez hegemona Agricolausa. Łagodność świętego i rozmaite cuda, które czynił po drodze, gdy uzdrawiał chore zwierzęta, takie wywarły na poganach wrażenie, że wszyscy jak jeden mąż nawrócili się, stając się chrześcijanami, a w konsekwencji i męczennikami. Kluczowym dla Błażejowego żywota i kultu był jednak cud zdziałany w gardłowej sprawie. Upadła przed nim kobieta, której dziecko udławiło się ością. Prawie martwy chłopiec uzdrowiony został przez świętego biskupa, który wygłosił solenne zapewnienie, że gdy tylko wzywać się będzie jego imienia – modlitwy zostaną wysłuchane w sposób natychmiastowy.

Słyszała może i te słowa kolejna biedaczka, której wilk porwał jedyną świnię. Zrozpaczona przybiegła do świętego, a on, w wilczym miesiącu (tak tradycja ludowa nazwała luty), skarcił rozbójnika, który osobiście zwrócił wieprzka. Za dokonany cud Błażej zażądał tylko wiecznej pamięci o jego osobie, a wszyscy czczący go cieszyć się mieli dostatkiem zdrowia i obfitością dóbr. Sam wieprzek skończył zaś jako dowód wdzięczności, gdy przyrządzony przez kobietę stał się strawą wzmacniającą siły uwięzionego biskupa. Tej jako asceta jednak nie skosztował, przykazując wdzięcznej, by każdego roku ofiarowywała do kościoła wotywną świecę.

Próbowano zmusić bogobojnego biskupa do wyrzeczenia się chrystusowej wiary, ale ten pozostawał nieugięty, nawet gdy okrutnie gręplarskimi grzebieniami rozczesywano jego ciało do krwi. Nie po raz pierwszy, przez upiorne konotacje myślowe, podobieństwo, lub najzwyklejszy w świecie czarny humor, za patrona wzięli go gręplarze i tkacze. A spływające z ciała świętego strugi krwi, nie tylko zostały przez pobożne matrony zebrane z całą pieczołowitością, ale i zapewniły Błażejowi moc powstrzymywania krwotoków.

Owe kobiety podążyły za Błażejem ścieżkami męczeństwa, okrutnie kpiąc z pogańskich świętości. Zadeklarowały wolę złożenia ofiary bóstwom, ale najpierw chciały poddać je rytualnej ablucji. Zaniosły zatem posągi bożków nad brzeg jeziora i nie bez satysfakcji, pewne krańca swojego żywota, pogrążyły je w odmętach wody. Skoro bożki przepadły jak kamień w wodę, to i za patrona obrali sobie świętego kamieniarze, by nie przepadły jak owe bałwany owoce ich ciężkiej pracy.

Lekko natomiast po toni biegał Błażej. Przyprowadzono go na miejsce kaźni, lecz ten uciekł oprawcom na środek jeziora, ale zapraszał do siebie, co u opornych na moc prawdziwej wiary skończyło się utonięciem sześćdziesięciu ośmiu chłopa! Zrobił ich Błażej „w trąbę, ale nie przez ten fakt stał się w krajach niemieckojęzycznych patronem grających na instrumentach dętych – po prostu blasen to trąbić, a nawet dąć, stąd proszono, by chronił i przed huraganami. Ostatecznie sam Pan Bóg miał już dość tych cudownych swawoli Błażeja, skoro polecił mu karnie wrócić na brzeg i dokonać żywota jak na świętego męczennika przystało. Błażej zaś jeszcze na powrocie wynegocjował u Chrystusa łaskę, by wszyscy, którzy rokrocznie czcić będą jego pamięć korzystali z obfitości zdrowia, zasobności portfela, by ich domy napełniono wszelkim dobrem, a każda modlitwa była wysłuchana. Głos z nieba prośby potwierdził, mistyczny targ został dobity. Błażej także! Pokornie położył swoją głowę pod katowski topór. Tę z pobożnością zabrała niejaka Elissa, a sam Sanderus pozazdrościć mógłby zdolności multiplikacji świętych szczątków, których liczba zatrważa wszystkich kanonicznych skrupulantów.

Nawet pobieżna lektura żywota Błażeja w dowolnej redakcji pozwala zauważyć mnogość zwierząt, która kazała wierzyć ich hodowcom w szczególną moc patronatu świętego biskupa. Wodę świętego Błażejapodawano w Niemczech kurom, by szczęśliwie omijane były kurniki przez dziesiątkujące je lisy, a same kury nie dały się (co oczywiste, zważywszy na cud uzdrowienia chłopca) zadusić drapieżnikom. Czasem wiązano na szyjach zwierząt czerwone wstążeczki, których moc ochronna wzmacniana była poprzez wypisane na nich imię świętego. I tak stał się on osobliwym patronem bydła, zwłaszcza w Rosji, gdzie na ikonach zwykle występuje w sąsiedztwie rogacizny, której błogosławi szerokim gestem! Dzień zatem jego święta (w prawosławiu obchodzony 11 lutego) stał się także i świętem krów, z którego korzystały i woły – tych bowiem nie zaprzęgano, pozwalając cieszyć się świątecznym odpoczynkiem. Modlono się do świętego Błażeja o mleczność krów, zwłaszcza podczas nadchodzącej wiosny. Czasami zapędzano je i pod cerkiew, czasem gnano na targ, bo dzień świętego rozpoczynał handel bydłem. Obowiązkowo przynoszono przed ikonę męczennika w ofierze masło. Ostro zakończona broda pojawiająca się w prawosławnej ikonografii świętego, brała się z przekonania, że Błażej lubi wygładzić ją masłem! A zatem świętemu opiekunowi krowiego rodu, jak i jego duchownym opiekunom masła nie żałowano. Zwierzętom i sobie także, powszechnie smażąc w świąteczny dzień pączki, w innych miejscach żytnie chleby sowicie smarowane masłem oraz kopyta formowane z ciasta, którymi obowiązkowo częstowano krowy, by nie kulały. Cały ten rytuał zabezpieczać miał przed okuleniem i białego konia, na którym według ludowych wyobrażeń jeździł nasz święty. Schrystianizowane w Błażejowej przytomności oblicze boga Welesa staje się tu widoczne, tym bardziej, że obu lud rosyjski nazywał krowim bogiem i o obu przez etymologiczne podobieństwa myślał identycznie.

Czas Błażejowej radości zdaje się zapowiadać przybywającą wiosnę – o jej nadejściu prognozowano w Polsce: deszcz na Błażeja – słaba wiosny nadzieja, ale jeśli Błażej pogodny – rok dorodny!

W Bułgarii po kolędzie chodząc zwiastowali ją w święto biskupa chłopcy, za co, wedle wielowiekowej tradycji o przedchrześcijańskiej genezie, otrzymywali poczęstunek. Święty męczennik wyrywał zimie rogi, a to najlepszy czas, by przez jego przyczynę poświęcić ziarno pod zasiew. Zatem w Rumunii, Grecji, Rosji, Macedonii, ale i we Włoszech przynoszono do pobłogosławienia zaczątki chleba, którym przecież za rok celebrować się będzie pamięć męczennika Błażeja. Z ziarnem i mąką mają także związki „obwarzanki świętego Błażeja” wypiekane w Hiszpanii, ale i niewielkie chlebki, którymi zajadają się czciciele świętego męczennika w Niemczech, Francji i Włoszech, gdzie przechowuje się na dzień Błażeja kawałek mediolańskiej babki bożonarodzeniowej Panettone, którą spożywa się z prośbą o zachowanie od bólu gardła.

I tak rozlicznymi obarczony patronatami wysłuchiwał próśb wiernych, dla których każda sprawa, czy to dotycząca bydła, czy też dzieci, była gardłowa. Zerkał na te ludzkie i zwierzęce przypadki święty Błażej z wysokości ołtarzy. Najwięcej ich bywało, co zrozumiałe, rozrzuconych po wsiach. Czasem w rzeźbionych lub malowanych dłoniach dzierżył gręplarskie zgrzebło, innym razem skrzyżowane świece – obowiązkowo jednak w pełnym pontyfikalnym stroju. Najpopularniejszym zaś wzorem obrazowania świętego biskupa, powtarzanym w niezliczonych wersjach malarskich, stał się ten zaproponowany przez niemieckiego nazareńczyka Franza Ittenbacha (1813–1879). Na tyle ikoniczne to wyobrażenie, że i własnego modelu nie próbował stworzyć Fridolin Leiber, choć za każdą autorską wersję dewocyjnej grafiki konsorcjum wydawnicze płaciło osobno. Widać nie chciał mierzyć się z niechęcią zbiorowej wyobraźni, w której cudu uzdrowienia chłopca dokonuje ittenbachowski święty, który w dobie współczesnych preparatów na ból gardeł, strzeże nas byśmy sobie do nich nie skakali. To prawdziwie gardłowa sprawa!

* Zdjęcie główne:  Fot. Święty Błażej, Fridolin Leiber wg Franza Ittenbacha, chromolitografia, ok. 1890 r., Wydawnictwo Braci May, Frankfurt nad Menem, ze zbiorów Łukasza Ciemińskiego

Święci z wiejskiego podwórka to cykl opowieści o świętych patronach. Przyjrzymy się w nim najpopularniejszym i najbardziej czczonym w kulturze ludowej świętym, ich obecności w roku agrarnym i obrzędowym, zwyczajach, wierzeniach i pieśniach oraz artefaktach. Po ścieżkach ludowej „Złotej Legendy” poprowadzi nas historyk sztuki i etnograf Łukasz Ciemiński pracujący w dziale etnografii grudziądzkiego Muzeum im. ks. dr. Władysława Łęgi. Czytaj więcej