Tekst: Henryk Dumin
Wielokrotnie sama o sobie mawiała, że jest człowiekiem w drodze, pielgrzymem do coraz to nowych miejsc i ludzi. Pasja niosła Ją przez życie wypełnione ideą walki o ochronę tradycji. Toczyła nieustanne pojedynki efektownie fechtując argumentami w obronie autentyzmu w kulturze ludowej. Pokazała, że warto być odważnym. Po ciężkiej chorobie odeszła 8 kwietnia 2020 roku.
Urodziła się w czasie wojny w inteligenckiej rodzinie z Gniezna, wysiedlonej z Wielkopolski przez niemieckiego okupanta. Jako etnograf po studiach na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu swoją aktywność zawodową rozpoczęła najpierw w Muzeum w Stargardzie, by wkrótce przenieść się do Muzeum Mazowieckiego w Płocku. Tam w latach 1972−1974 z pasją zaangażowała się w badania przy poszukiwaniu dzieł dawnego rzemiosła i sztuki ludowej. Z powodzeniem kontynuowała akcję wzbogacania zbiorów muzealnych zainicjowaną przez Aleksandra Błachowskiego. Ważnym okresem w Jej życiu stało się zatrudnienie w warszawskim Centralnym Ośrodku Metodyki Upowszechniania Kultury tworzącym strategie związane m.in. z działalnością ośrodków kultury na terenie kraju.
Od 1980 do 1999 roku uczestniczyła w pracach jury Ogólnopolskiego Festiwalu Kapel Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym. Każda jego edycja była dla niej niezwykle ważna. Przez prawie dwie dekady z determinacją broniła formuły festiwalowego konkursu. Była rzeczniczką kierunku, który podjęli tam jedni z pierwszych kompetentnych jurorów: Włodzimierz Dębski, Jadwiga Sobieska, Jan Stęszewski, Bogusław Linette. Na wspomnienie Jerzego Bartmińskiego i Mariana Chyżyńskiego zawsze pojawiał się na Jej twarzy uśmiech sympatii. Podkreślała, że festiwal temu gronu właśnie zawdzięcza swą uniwersalną koncepcję i nie ma potrzeby poddawać jej zmianom, a co najwyżej korektom. Poparła m.in. wprowadzenie w regulaminie możliwości występu uczestników w zwykłym, codziennym ubraniu wobec zaniku w niektórych regionach tradycyjnego stroju. Było to efektem doświadczenia spotkań z dolnośląskimi społecznościami powojennych osiedleńców. Odradzała kojarzenie na scenie wiejskich wykonawców z prezentacjami folkloropodobnymi – stylizacjami i reinterpretacjami. Dla takich zjawisk sugerowała zupełnie osobne okazje.
Festiwal kazimierski traktowała jako wspólny dorobek grona naukowców i wiejskich artystów, którzy znaleźli tu wzorcową płaszczyznę porozumienia. Podkreślała, że specjalnością tej sceny jest ludowa muzyka dawna wykonywana przez rzeczywistych spadkobierców tradycji wsi. Podkreślała ważność emocjonalnej więzi z badanym środowiskiem. Dzięki zaangażowaniu kompetentnych specjalistów festiwal zyskał z czasem rangę rzeczywistego programu ochronnego niematerialnego dziedzictwa kulturowego o zasięgu ogólnopolskim.
Uważała, że spotkania w Kazimierzu winny służyć ekspozycji autentycznych wartości dopóki trwa żywy przekaz pokoleniowy i istnieje wola środowisk lokalnych, by kultywować własne dziedzictwo. Swoją postawę opierała na bezpośredniej znajomości sytuacji w wielu regionach, po których niestrudzenie podróżowała. Inicjowała też kontakty środowisk lokalnych z członkami kazimierskiego jury, którzy razem z nią docierali do miejscowości, gdzie odbywały się ważne inicjatywy kulturalne. W takich wyjazdach uczestniczyli m.in.: Bogusław Linette, Zdzisław Szewczyk, Anna Szałaśna.
Podkreślała, że „ważna jest polityka kulturalna w regionach. Nadal wszystko zależy od decydentów. Jeżeli kulturę tradycyjną będzie traktowało się jako ozdobnik dla spotkań towarzyskich decydentów, to nic z tego nie będzie. Przychodzi taki decydent, poklepuje kobietki i mówi: «Ach, jak pięknie jesteście ubrane. Róbcie tak dalej!» − A kobiety bzdury mają na sobie, ubrane są w fartuchy i czepce kelnerek. Wszystko rozbija się tu o brak wiedzy.”[1]
Skutecznie broniła słuszności werdyktów jurorskich i z pasją oponowała wobec zakusów rozmaitych gremiów upatrujących w festiwalu okazji do wesołych potańcówek lub uprawiania „rewii na ludowo”. Kiedyś, w ferworze dyskusji po ogłoszeniu werdyktu jury, gdy jedna ze stylizowanych formacji ubolewała nad nieotrzymaniem spodziewanej nagrody, Ewa Bączyńska ripostowała: z tradycją jest jak z angielskimi trawnikami. Efekt można docenić dopiero po dwustu latach troskliwej pielęgnacji. Spotykamy się w Kazimierzu, by demonstrować własne dziedzictwo, a nie doraźne efekty nauki przez instruktorów.[2]
Praca Ewy Bączyńskiej w dziedzinie folkloru była faktyczną interwencją w politykę społeczną ostatnich dwóch dziesięcioleci XX wieku, która ocaliła dla polskiej kultury szereg cennych wartości. Oparła się na gronie zaledwie kilkunastu osób z krajowych instytucji kultury − etnologów, historyków, animatorów kultury, których zapraszała od początku lat 80. XX wieku do udziału w awangardowym wówczas cyklu szkoleniowym pn. Ogólnopolskie Forum Folkloru. Na przestrzeni lat 1980−2002 zrealizowano kilkanaście jego edycji. Wszystkim patronował COMUK, przemianowany z czasem na Narodowe Centrum Kultury. Tematykę kilkudniowych spotkań poświęcano uniwersalnym problemom współczesnej etnologii, metodyce pracy przy ochronie tradycji, a także zagadnieniom psychologii, życia artystycznego i dziedzin pokrewnych. Doświadczenia tych spotkań miały w założeniu służyć wyposażeniu uczestników w najlepsze narzędzia wiedzy do pracy w regionach i wspomaganiu społeczności lokalnych. Novum stało się wprowadzenie do programów zagadnień psychologii. Zapraszano znanych w Polsce specjalistów − Wojciecha Eichelbergera, Jacka Santorskiego i Tannę Jakubowicz-Mount. Uczyli oni sprawnego kontaktowania się z grupami społecznymi, uzyskiwania emocjonalnego zaangażowania, wzmacniania poczucia tożsamości. Tak cenione obecnie w wielu nowoczesnych instytucjach treningi interpersonalne pojawiły się już przy pierwszych edycjach forów. Odbywały się też artystyczne performance’y z udziałem artystów – np. Antoniego Kaliny, Witolda Chmielewskiego czy aktorki Ireny Jun. Miejsca do realizacji Forów Folkloru starannie wybierano. Pierwsze miały miejsce w Kiekrzu i Rytrze, późniejsze − przeważnie w historycznych rezydencjach: w Antoninie, Radziejowicach, Książu, Łucznicy, Karpaczu i Łomnicy. Do udziału zapraszała pracowników polskich uniwersytetów oraz wybitnych animatorów kultury. Przyjeżdżali tu m.in.: Jacek Olędzki, Aleksander Jackowski, Antoni Kroh, Zbigniew Benedyktowicz, Ryszard Ciarka, Wojciech Marchlewski, Jacek Kryg.
Była jedną z inicjatorek powołania Studium Folklorystycznego przy Małopolskim Centrum Kultury SOKÓŁ w Nowym Sączu. Wspierała je od strony merytorycznej i organizacyjnej. Obecnie to jedna z nielicznych placówek edukacyjnych tego typu w kraju specjalizująca się w folklorze Karpat i Podkarpacia. Od 1984 roku była zaangażowana w inicjatywę Ogólnopolskiego Konkursu Tradycyjnego Tańca Ludowego w Rzeszowie, który wedle Jej intencji miał stać się kontynuacją formuły festiwalu kazimierskiego w kategorii tańców tradycyjnych.
Niezależny tok Jej służbowych działań i towarzyszący im rozgłos spowodował reakcję ówczesnych władz. Podczas jednego ze służbowych spotkań usłyszała, że Rząd Polski nie jest zainteresowany wzmacnianiem grup ani jednostek, a podjęte inicjatywy nie znajdują już akceptacji. Przyczyny można tu upatrywać poniekąd również w kontaktach, które wówczas utrzymywała z członkami opozycji KOR-u. Siłą rozpędu i mimo zakończenia pracy w COMUK, kolejne edycje Forum odbywały się jednak nadal w oparciu o wolę Przyjaciół i dotychczasowych uczestników aż do pierwszych lat XXI wieku.
Środowisko skupione wokół działań Ewy Bączyńskiej na okazję festiwalowych pobytów w Kazimierzu ukształtowało z czasem par excellence nową kazimierską kolonię[3], tym razem nie malarzy, lecz etnologów. Podążała zwykle w fantazyjnej pelerynie wśród rynkowych kramów otoczona przyjaciółmi i znajomymi. Potrafiła magnetycznie przyciągać niezwykłych ludzi i najczęściej coś z tych kontaktów wynikało. W tym kręgu właśnie kierunek antropologii stosowanej zyskał w Polsce odpowiedni grunt rozwoju z przełożeniem na konkretne regiony. Jego kształt merytoryczny Ewa Bączyńska określiła we współpracy z wybitnym badaczem Jackiem Olędzkim oraz znawcą polskiej sztuki ludowej − Aleksandrem Jackowskim. Odwiedzała Jacka Olędzkiego w Jego Murzynowie na Mazowszu. Rozprawiali o eksponatach przywiezionych z ekspedycji w odległe rejony świata i ważności fenomenologicznego spojrzenia na przedmiot antropologii kulturowej. Zgadzali się, że rozmówca na wsi to partner, a nie informator. Imponował jako bratnia dusza będąc także jak Ona homo viator. Ciężko przeżyła Jego śmierć w 2004 roku. Dodawały Jej energii każdorazowe kontakty z taoistą – mistrzem duchowym Jackiem Krygiem, z którym długo potrafili rozprawiać o determinantach ludzkiej natury. Potrafiła wtedy odzyskiwać dawną energię pomimo trapiącej Ją śmiertelnej choroby. Gdy musiała już zrezygnować z podróży, oczekiwała relacji przyjaciół z kolejnych festiwali w Kazimierzu i szczerze przejmowała się wieściami o zagrożeniach jego formuły.
Wspominała często o swoim posłannictwie i żartem przywoływała symbolicznego homo viator. Status ten wzmacniały ciągłe kłopoty ze stałym miejscem zameldowania w Warszawie i wolny stan, w którym pozostała do końca życia. Być może brak takiego azylu był jedną z przyczyn, że nie posiadała warsztatu pisarskich przemyśleń i w rezultacie niczego nie publikowała. Opierała się na ulotności słowa i mocy słownych przekazów. Pogarszający się stan zdrowia i zaistniała z tym konieczność powrotu do rodzinnego Poznania uniemożliwiły w pewnym momencie kontynuację dotychczasowej aktywności.
***
Według relacji osób będących świadkami Jej działań − Ewa Bączyńska zrobiła dla kultury polskiej więcej, aniżeli niejedna instytucja. Pomogła wielu środowiskom uświadomić na nowo wartość ludowej kultury.[4]
Z uznaniem przyjęła wiadomość o ubiegłorocznym (2019) udziale laureatów festiwalu kazimierskiego w koncertach Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans we wrocławskim Narodowym Forum Muzyki zatytułowanych Pieśni z lasów i pól. Zestawienie ludowych wykonawców z wybitnymi artystami profesjonalnej sceny muzyki klasycznej (Zubin Mehta, Julia Leżnieva) uważała za naturalne. Powołując się na Zoltana Kodaly’a podkreślała, że muzyka ludowa jest dzisiaj tak samo potrzebna jak muzyka Bacha.
Napominała, że każda przerwa w działaniach ochronnych przynosi straty i nie ma powrotu do tego, co raz zostało zaniechane. Dodawała, że w dziedzinie przekazu tradycyjnego mamy do czynienia ze sztuką bardziej ludzką, niż ludową. Pokazała, że także w folklorze znajduje się miejsce na akty odwagi.
Odeszła w Poznaniu 8 kwietnia 2020 roku o godzinie 14.45. Pozostało Jej dzieło jako przywódczyni kazimierskiej kolonii etnologów, obrończyni formuły festiwalu i jeszcze: pusty pokój z niezliczonymi rzędami książek, afrykańskimi grzechotkami od Jacka Olędzkiego, trochę ludowych rzeźb, obrazki malowane na szkle, czerwony konik żywiecki, ostatnio słuchana płyta Cecilii Bartoli z ariami Christopha Willibalda Glucka, a nad łóżkiem przywieszone kartki z tekstem Dezyderaty i wierszem o psiej duszy, która większa jest od psa i kiedy się uśmiechasz do niej, ona się huśta na ogonie…
Przypisy:
[1] M. Potoczak-Pełczyńska, Kultura zapakowana w kuferkach, [w:] Nowiny Jeleniogórskie, nr 22/2003, s.8
[2] Publiczna wypowiedź E. Bączyńskiej będąca odpowiedzią na pytanie o kryteria oceny konkursowej zanotowana podczas ogłoszenia werdyktu jury jednego z festiwali w sali konferencyjnej SARP w Kazimierzu Dolnym ok. 1990 r.
[3] W kazimierskiej kolonii Ewy Bączyńskiej zaistnieli m.in: Barbara Chludzińska z Węgorzewa, Henryk Dumin z Jeleniej Góry, Małgorzata Dziurowicz-Kaszuba z Sieradza, Barbara Fibingier z Kalisza, Marianna Halicka z Rzeszowa, Benedykt Kafel z Nowego Sącza, Barbara Królikowska z Krakowa, Adolf Krzemiński z Radomia, Wanda Księżopolska z Siedlec, Antoni Malczak z Nowego Sącza, Teresa Marcinkowska z Krakowa, Mirosław Nalaskowski z Suwałk, Małgorzata Orlewicz z Warszawy, Danuta Paprocka z Szydłowca, Barbara Perczyńska z Wrocławia, Barbara Pstrokońska z Warszawy, Stefania Raupis z Leszna, Krystyna Trojanowska z Przemyśla, Jacek Wołyniak (+) z Płocka, Małgorzata Wójcik z Kielc. Wiele osób z tego grona zachowuje aktywność w dziedzinie ochrony tradycji do dziś, wspomagając wraz ze swoimi kontynuatorami kolejne pokolenia kazimierskich wykonawców ludowej muzyki dawnej.
[4] Wypowiedź Zygmunta Klementowskiego (+), byłego dyrektora Wojewódzkiego Domu Kultury w Jeleniej Górze.
* Zdjęcie główne: Ewa Bączyńska z Autorem artykułu podczas jednego z konkursów tradycji na Dolnym Śląsku w 2003 roku, fot. arch. E. Bączyńskiej