Tajemnicza ciągłość. O Kapeli Wojciechowskiej

Tekst: Jarosław Cymerman

Zacznijmy od kilku najważniejszych danych dotyczących Kapeli Wojciechowskiej zaczerpniętych z tekstów Urszuli Mirosław, Zuzanny Kowalskiej i Zofii Jośko, które można znaleźć w wydanej w 2009 roku przez wojciechowski Gminny Ośrodek Kultury książce Z podróżniakami przez pokolenia.

Rok założenia: 1926, co najmniej 34 osoby grające w różnych okresach w kapeli, trzykrotne laury na Ogólnopolskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą (1978, 1979 i 1986), liczne nagrody i wyróżnienia, aktywne wspieranie różnorodnych inicjatyw kulturalnych i społecznych w Wojciechowie, koncerty w całej Polsce i poza jej granicami, nagrania radiowe i telewizyjne, a nawet występ w filmie.

To dość przypadkowo podane fakty (po szczegóły odsyłam do wyżej wspomnianej publikacji), pokazują jednak, że Kapela Wojciechowska stanowi szczególne zjawisko w lubelskiej i polskiej kulturze ludowej, a być może można mówić nawet o fenomenie.

Zwróćmy uwagę na pierwszą z podanych wyżej informacji – Kapela datuje swoje powstanie na 1926 rok, kiedy to wedle przekazów późniejszych jej członków Michał Seroka (skrzypce) i Jan Sikora (bębenek, tzw. półdupek) stworzyli zespół, który to układ według Jana Adamowskiego “był najprostszy i najbardziej typowy dla obszarów centralnych i południowych Lubelszczyzny”[1].

Jednak układ ten nie przetrwał długo, szybko do Seroki i Sikory dołączyli muzykanci grający na instrumentach dętych (klarnet, kornet i puzon), co wynikało zapewne z oczekiwań odbiorców, a według wspomnianego już Adamowskiego było efektem coraz większej popularności orkiestr dętych.

Zespół ten rozpada się w 1931 roku po przedwczesnej śmierci Seroki. Podobnie pewnie działo się już wielokrotnie, kapele powstawały i rozpadały się, tym razem jednak muzyczny ferment musiał być na tyle silny, że zainspirował Franciszka Chanaja – pomocnika organisty w Wojciechowie, by spróbować z młodych chłopców (którzy o ile nie grywali w kapeli Seroki i Stachyry, to na pewno słuchali ich muzyki) stworzyć nowy zespół i narzucić mu pewne wymagania – przede wszystkim konieczność częstych ćwiczeń (dwa, trzy razy w tygodniu) i nauczyć muzykantów nut. To właśnie w latach 30. do Kapeli trafili ci, którzy później przez wiele lat kształtowali jej charakter – Feliks Iwaniak, Stefan Bednarczyk czy Paweł Marczyński.

Później wielokrotnie zmieniał się jej skład, nawet nazwa – kiedyś mówiono o tej grupie Muzykanty Wojciechowskie, a nawet po prostu “Wojciechowscy” czy “Wojciechowiaki” – to pod takimi szyldami zdobyli popularność, w zasadzie dopiero w latach 70. na potrzeby pierwszego występu w Kazimierzu przyjęli nazwę Kapela Wojciechowska. To, co w tej nazwie nie ulega zmianie to bezpośredni związek z Wojciechowem, choć często zdarzało się tak, że większość członków Kapeli mieszkała w okolicznych miejscowościach.

I chociaż zdarzało się, ze poszczególni członkowie zakładali swoje zespoły – zwykle rodzinne (np. kapele Marczyńskich, Zająców, Bednarczyków) – to jednak marka “Wojciechowskich” okazała się najsilniejsza. Na tyle silna, że przetrwała i to pomimo że od lat 70. na weselach i innych wiejskich uroczystościach rodzinnych dominuje już zupełnie inna muzyka niż oberki, podróżniaki (w Wojciechowie zwane drogowymi), mazurki czy polonezy.[2]

Pojawia się zatem pytanie, czy można mówić o ciągłości istnienia Kapeli od 1926 roku, czy ta ponad 80-letnia tradycja ma swoje uzasadnienie, muzykanci grali przecież i wcześniej, więc dlaczego uznać akurat tę datę, czy przypadkiem nie mamy tu do czynienia z arbitralnym gestem ustanowienia tradycji?

Otóż nie, bowiem od Seroki, Sikory i Chanaja można wyprowadzić niezwykłą sztafetę pokoleń, które tworzyły i nadal tworzą Kapelę Wojciechowską. Jak zauważyła Helena Weremczuk: “Młodzi uczyli się od starszych, by z kolei później przekazać to swoim następcom. Przy czym […] każdy dodawał coś od siebie, jakąś cząstkę swej własnej wrażliwości i talentu. I Kapela stale gra te same melodie, które jednocześnie już nie są takie same.”[3]

W tej sztafecie pojawiły się oczywiście niezwykłe osobowości – trudno pisząc o Kapeli nie wspomnieć Feliksa Iwaniaka (1913-1992), którego puzon stał się swego rodzaju znakiem firmowym zespołu. Do dziś w Muzeum Regionalnym w Wojciechowie można obejrzeć niezwykłe zapisy nutowe Iwaniaka, w tym obok tych najbardziej znanych “kawałków” Kapeli (jak chociażbyPolka spod wieży czy Walc wojciechowski) znaleźć można utwory spisywane z radia. Jego naturalna, jakby powiedział Jędrzej Cierniak “samorodna”, wrażliwość pozwalała mu po swojemu przerabiać to, co masowe we własne. Utwory będące efektem tych przeróbek co niektórzy nie nazwaliby już ludowymi, jednak jeśli uznamy, że żywa twórczość ludowa posiada zdolność absorbowania często zupełnie obcych sobie elementów, to ich obecność w repertuarze wojciechowskich muzykantów świadczy nie tyle o swego rodzaju “nieczystości gatunkowej”, co o sile kultury polskiej wsi.

Kolejną z takich osobowości był trębacz Stefan Bednarczyk (1918-2003) obdarzony z jednej strony niezwykłą pamięcią muzyczną, dzięki której udało się ocalić od zapomnienia wiele tradycyjnych melodii, a z drugiej ceniony za umiejętność ich twórczego ornamentowania i wzbogacania. Obok nich wspomnieć należałoby także Pawła Marczyńskiego (1906-1970), Bronisława Zająca (1912-1982) i jego brata Czesława (ur. w 1920 r.). Ten ostatni gra zresztą w Kapeli na bębnie do dziś, obok Jana Mirosława (akordeon), Andrzeja Kędzierskiego (trąbka), Leszka Czępińskiego (puzon) i Mariana Pomorskiego (harmonia).[4]

Duch Kapeli okazał się więc niezwykle odporny na upływ czasu, potrafił dostosować się do zmieniających się realiów. Gdy zespół przestał grywać na weselach, znalazł swoje inne miejsce w życiu mieszkańców Wojciechowa i okolic biorąc udział w wielu inicjatywach społecznych i kulturalnych, takich jak chociażby widowiska Wesele wojciechowskie, Legenda o wieży ariańskiej (obydwa w reżyserii Zofii Matrasowej), Poprawiny, Herody (w reżyserii Zofii Jośko).

Poza tym muzyka Kapeli stała się nieodłącznym elementem uroczystości gminnych i parafialnych. Jednocześnie obok tej lokalnej popularności zespołowi udało się zaistnieć w kraju i zagranicą, a z czasem nawet stać się wizytówką kultury ludowej Lubelszczyzny.

Trzeba przyznać, że miał szczęście – Wojciechów jest bowiem miejscem, gdzie kultura ludowa nie tylko trzyma się mocno, ale i gdzie znaleźli się ludzie, którzy nie tylko chcą ją “ocalić od zapomnienia”, ale i (jak to trafnie zauważył przy okazji publikacji scenariuszy wojciechowskich widowisk teatralnych Stanisław Weremczuk) rozumieją, że “w kulturze […] nic się nie dzieje samo z siebie […]. Nic też nie umiera nagle. To co dzisiaj jest suchym zapisem […] kiedyś może stać się inspiracją czy żyznym podłożem sztuki na innym poziomie, której dzisiaj nie możemy sobie wyobrazić”. Jednocześnie inspiracja taka stanowi świadectwo “pewnej tajemniczej ciągłości, jaka dzieje się w kulturze”[5], której przykładem pozostaje Kapela Wojciechowska już od ponad 80. lat.



[1] J. Adamowski, Ludowi instrumentaliści – soliści i kapele, [w:] Dziedzictwo kulturowe Lubelszczyzny – Kultura ludowa, pod red. A. Gaudy, Lublin 2001, s. 175.
[2] Szczegóły dotyczące dziejów Kapeli można znaleźć w niezwykle starannie opracowanym szkicu U. Mirosław, Historia Kapeli Wojciechowskiej, [w:] Z podróżniakami przez pokolenia. Monografia Kapeli Wojciechowskiej, red. J. Cymerman, Wojciechów 2009, s. 12-40.
[3] H. Weremczuk, Tam muzyki grają…, [w:] Z podróżniakami…, s. 10
[4] Zob. Sylwetki członków Kapeli Wojciechowskiej, oprac. U. Mirosław, Z. Kowalska, konsultacja Z. Jośko, [w:] Z podróżniakami…, op. cit., s. 75-86.
[5] S. Weremczuk, Posłowie, [w:] Z. Jośko, Z. Kowalska, Z. Sulima, Zwyczaje, obrzędy i tradycje Ziemi Wojciechowskiej. Scenariusze widowisk teatralnych, redakcja i posłowie S. Weremczuk, Wojciechów 2008, s. 144.

* Foto: Kapela Wojciechowska, lata 40. XX w., fot. z Archiwum Gminnego Ośrodka Kultury w Wojciechowie